Mam czas.

22:09




Waham się i waham, nie jestem już  w stanie napisać, który raz to piszę.
Wciąż nie potrafię ruszyć z kopyta, zacząć pisać jak dawniej. Wciąż w głowie mam mętlik, tysiąc pięćset pytań o sens i cel. O zmarnowany, czy poświęcony czas . O całokształt, wizję, pasję. Chciałabym się tłumaczyć z tego, że nie piszę, ale znów z czego się tu tłumaczyć?

Mam czas - odkąd nie "bloguję" mam czas na bycie. Po prostu. Mam lekkość bycia, mam przyjemność z czasu, który mogę poświęcić na wszystko inne - znów niby nie robiąc nic wielkiego. Czasami się tego wstydzę, że z pozoru to wszystko z mojej strony tak mało ambitne, i znów chcę się z tego tłumaczyć. Przecież dzisiaj działanie się liczy, niezliczone ilości projektów, wyzwań, celów. Trzeba już chyba pędzić dla samego pędu. Trzeba nie mieć czasu, bo mieć ten czas to trochę wstyd i brakiem ambicji trąci.
A potem się zastanawiam dokąd Oni wszyscy tak pędzą? Za czym? Mówią o poszukiwaniu szczęścia (choć i ja nie jestem tu chyba lepsza), o poszukiwaniu spokoju, przeżywaniu drobiazgów, by za chwilę znów pędzić. Nie odbierać telefonów, przekładać spotkania, zapominać o sobie, o ludziach dookoła. O wszystkim. Rzucać się w ten szaleńczy pęd, gonić za czymś bliżej nie określonym. A to szczęście, o którym wspominają, którego tak szukają, też dobrze jakby było na już.
Najlepiej z dostawą do domu.

Postanowiłam sobie, choć postanowień robić nie zamierzałam, że ten rok poświęcę ludziom. Innym, tym bliższym i tym dalszym. 
Tym, z którymi od dawna kontaktu nie miałam - bo nie ma co tu oszukiwać - macierzyństwo spaliło za mną kilka mostów, które chętnie przeszłabym ponownie - choć wiem, że wielu z nich nie da się już odbudować. 
Tęsknię za ludźmi i za prostymi relacjami z nimi. Za niespinaniem tyłka, nieważeniem każdego słowa. Za byciem sobą, bez lęku, bez strachu o ich osąd.
I nie wiem czy to jakaś magiczna moc, w którą wierzą moje dziewuszki, i w którą chyba ja powinnam również uwierzyć - czy też po prostu czysty przypadek, że pewien ciężar niedopowiedzenia opada, że znów udaje nam się rozmawiać jak dawniej. A może to właśnie zmiana we mnie jakaś zaszła? Wróciłam do swoich korzeni? Otrzepałam się z tego szaleńczego pędu? Bo przecież najbardziej właśnie samotności w życiu się bałam, a przez chwilę dłuższą byłam bardzo samotna. 
Może właśnie ten blog, ten wirtualny światek i to pochłonięcie macierzyństwem sprawiło, że zapomniałam o innych, że pędziłam jak inni w pogoni za nie wiadomo czym, a wydawałoby się, że za życiem?

I o ironio, piszę to na blogu.
Ale jak mi dziś lżej, bo chyba właśnie po raz pierwszy trafiłam w sedno, którego szukałam od wielu nieopublikowanych postów. 


I chyba właśnie ten cel i sens nakreśliłam sobie teraz bardzo jasno.








You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję, że jesteś