Mój "cud narodzin."

18:30

Wydanie książki napisanej przez jedną, znaną położną, ruszyło lawinę. Lawinę wspomnień porodów.

Matki jedynek, w brzuchach mają dwójki. I zachęcają do podzielenia ich losu.
Nie chcę go dzielić. Choć czasem dostaję zawrotów głowy i jakieś głupoty mi się w niej kołaczą - to szybko sprowadzam się na ziemię.

Przeszywa mnie złość, wściekłość wręcz, poczucie niezrozumienia, odrzucenia.
Znajoma, która za chwilę urodzi swą zapewne cudowną córeczkę, pyta jak było i co myślę o naszym szpitalu.
A ja nie chcę pamiętać jak było. O naszym szpitalu myślę jak najgorsze rzeczy i zazdroszczę jej, że ma szansę rodzić gdzie indziej.
Też ją miałam, początkowo nawet zastanawiałam się nad tym, ale pomyślałam sobie, że tyle kobiet tam rodzi, że przecież wszyscy w tym szpitalu przychodzą na świat, dają radę, żyją. Więc dlaczego nie ja?
Nie należę do osób, które uważają, że należy im się więcej/ lepiej. Nie wymagałam nigdy, aby ktoś się nade mną litował, przepuszczał w kolejce, ustępował miejsca, tylko dlatego, że mam nieco większy brzuch. Fakt. Czasem dawał się we znaki, czasem chciałam, żeby jednak zlitował się ktoś nade mną. Ale nigdy nie prosiłam o to na głos.

Cała ciąża sama w sobie była, jakby jej nie było. Poza rosnącym brzuchem, nie miałam jakichkolwiek innych utrudniających życie objawów. No, powiedzmy tak do 7-8 m-ca, gdy upały robiły swoje, nogi puchły, a lekkie wzniesienie, którego nigdy wcześniej nie zauważałam, utrudniało mi dotarcie na przystanek przed pracą i doprowadzało do zadyszki i kilku spóźnień.
Jot. prze szczęśliwy, że idzie nam tak gładko.

Przygotowana na cesarskie, po ostatniej wizycie musiałam obejść się smakiem. "Czekamy, drugi raz w mojej lekarskiej karierze zdarzyło się, aby dziecko obróciło się tak późno! ".
Czekamy z nadzieją, że nadejdzie. Niespokojni, rozpuszczamy się w końco-majowych upałach.
Nie nadeszło.
"Ja idę na urlop, Pani jeśli do środy nic się nie będzie działo, wraca tu po skierowanie i pędem na patologię ciąży".
Środa. Nic się nie stało.Lądujemy na patologii. Badania, tysiąc pytań.
-"Tu nic się nie dzieje. Kto Pani kazał przyjść?"
Niczego nieświadoma, spokojnie ( no prawie) odpowiadam, że mój ginekolog.
Ignorują.
-"Mogła Pani spokojnie zostać jeszcze z tydzień w domu."
Może i mogłam, ale skoro dostaję skierowanie od lekarza prowadzącego, nie ignoruję. Zresztą dziś wiem, że mogłam, oszczędziłabym sobie tego wszystkiego. Odsunęłabym chociaż o tydzień.
Dostałam salę, czteroosobową, z jednym telewizorem na złotówki, buczącymi świetlówkami i niemożliwie niewygodnymi łóżkami. Miałam na szczęście 'czystą' pościel. Bo ciężarna leżąca obok już jej nie miała. Miała za to szpitalne / zielone/ siatkowane/ zastępcze powłoczki - zabrakło pościeli.
Mijały dni,  nic się nie działo. Codzienne bolesne badania, codzienne "jeszcze nie dzisiaj". "Jutro raczej też nie", "Tu nic się nie dzieje".  Kołatało mi w głowie każdego wieczoru. Łóżka obok co chwilę zmieniały właścicielki. Widziałam jak wędrują wieczorem po korytarzach, jak trzymają się za brzuchy, jak pojękują i zastanawiałam się kiedy to ja znajdę się na ich miejscu. Kiedy ktoś da mi jakąkolwiek odpowiedź. Przychodzą i odchodzą, tylko ja wciąż ta sama. A może już inna?

Nowe pytania od położnych.
 -No, kiedy Pani zacznie rodzić? A Pani jeszcze tutaj? Myślałam, że jak wrócę na dyżur to Pani już nie będzie!.
Byłam. Byłam do cholery tam przez cały czas, tylko tak jakby nikt mojej "nie na miejscu" obecności nie zauważał. Nikt nie widział problemu, że leżę już dwa tygodnie po terminie. Niby taki punkt zwrotny, że wtedy na siłę, wywołuje się, niby ryzyko zwiększone, niby ciąża przenoszona.
Niby to wszystko czytałam. Niby wiedziałam, więc dlaczego lekarze jakby nie widzieli w tym nic złego?

Z litości chyba wzięli mnie na wywoływanie.
- "Niech się Pani nie nastawia, to tak tylko na próbę."
Położyli na sali wraz z dwiema innymi  - w trakcie akcji porodowej.
Żadnych kotar, żadnego komfortu. Trzy łóżka. Dwa zajęte. Chodzą, wyją z bólu, skaczą na piłce, słaniają się na nogach. A ja leżę, podłączona po raz milionowy do ktg, z lekkim kłuciem w ręce - kroplówka. 
Nic nie czuję, żadnych skurczy. Słyszę jak, któraś wyje z bólu, po chwili płacz dziecka. Jestem głodna. Gapię się w sufit, wyłączam myślenie. Chcę tak jak one. Chcę wyć z bólu, chcę mieć już to za sobą. Chcę do domu. 
Kroplówka zeszła.  Nic się nie dzieje.
-"No to wracamy. Mówiłem, żeby się Pani nie nastawiała".

-"O, jednak wróciła Pani do nas? Co? Nie chce się się rodzić?" 
Chce ! Chce, jak cholera!

Byłam tam zupełnie sama, nikt nie odpowiadał na moje pytania, nikt nie chciał mnie słuchać. Pytali, czy się nie pomyliłam, czy na pewno pamiętam wszystko?
"A MOŻE MIAŁA PANI OKRES WE WRZEŚNIU, TYLKO NIE PAMIĘTA PANI?".
Trafiło mnie, szlag mnie trafił. Chciałam ich pozabijać, Jakub chciał ich pozabijać. Pastwił się nad nimi w słowach, chodził godzinami ze mną. Pomiędzy jednym egzaminem, a drugim. Pociągi relacji Lca -Wro. Codziennie.  Przecież to czerwiec. Sesja. A  Ona miała już z nami być.

Codzienne podłączanie do ktg, nic nie zmieniało... wpatrywałam się w nieregularną linię, z nadzieją, że wreszcie ujrzę na niej jakieś wzniesienia, pagórki, górki, góry... Przypatrywałam się w wybijane tętno... Czasami chciałam, żeby coś się stało. Coś nagle, coś co karze im bez gadania wziąć mnie na blok i ciąć.
Czasami myślałam o tym jak bardzo żałuję, jak bardzo już nie chcę. Robiłam sobie wyrzuty, że to kara jednak.  Że jednak w życiu coś zrobiłam źle, że teraz odpokutować muszę. Nie chciało mi się żyć. Chciałam do domu. Chciałam cofnąć czas. Chciałam nigdy nie być w  ciąży. Nie chciałam już jej.

Kolejne dni mijały, książki się kończyły, już nie pamiętam ile ich  - matek rodzących przewinęło się przez moją sale. Ja zmieniłam ją raz. Za pierwszym razem, gdy byłam na wywołaniu, ktoś zdążył już zająć moje miejsce. A przecież ja wróciłam - przecież wiedzieli, że wrócę.
Tam nikt nie brał mnie na poważnie, podtykałam im pod nos wyniki badań, próbowałam rozmawiać, próbowałam wyciągnąć od nich informację "dlaczego nic się nie dzieje i kiedy zacznie?".  Cisza.

Obiecana druga "próba". Dzień wcześniej lekko krwawiłam. 
Niechętnie się pakowałam, zrezygnowana, bez nadziei na cokolwiek.
Kolejne ktg, kolejna kroplówka. Tym razem mocniejsza,
spacerujemy z Jot. po korytarzu. Słyszę inne rodzące, po chwili przejeżdżają koło mnie z nowo narodzonymi dziećmi. Mam niby skurcze, ale ponoć to " jeszcze nie to". Znów jestem głodna. Lekarz prowadzący wychodzi na korytarz i zamawia pizzę.  Znów mnie coś trafia. Mijają godziny. Nic. 
Badanie, karzą położyć się na fotel. Czuję straszny ból. Na siłę, przebiła, ręką, w środku, bez uprzedzenia, bez informacji. "Proszę popatrzeć, nie są czyste".

Ja jestem nieczysta.
Potem wszystko dzieje się szybko. Ręce mi się trzęsą przy podpisywaniu papierów. Przychodzi anestezjolog, boje się tylko przez chwilę. Niech robi swoje. Ukrzyżowali mnie, związali pasami, obnażyli. Miałam nic nie czuć, ale czułam, jak wyszarpują ją ze mnie, słyszałam jak chlusta mi krew  w brzuchu, widziałam bebechy w lampie nad moim bezwładnym ciałem, czułam jak dorodny lekarz kładzie mi się z impetem na żebra, żeby "wycisnąć" ją ze mnie,  a druga strona ciągnie.
Jest. Płacze. Podają  mi ją do twarzy. 30 sekund, zamykam oczy, całuję powietrze.
Już ma ją Jakub, słyszę, że 59 cm., że "trzy dziewięćset.", że zdrowa.
Dziękuję, po wszystkim. Nie wiele czuję.

Kolejne dni w szpitalu, na oddziale położniczym to katorga jeszcze większa. Nie przespane noce, niesamowity ból żeber, brzucha, kręgosłupa. Nie chodzę, pierwszy raz w życiu mdleję. Nikt się nie przejął. Czemu Pani nie przyszła po dziecko? 
Ale gdzie, kiedy? Czy ktoś mi powiedział, że mogę?  
"Zemdlałam, kazano mi leżeć. "
"Niech Pani nie histeryzuje, wszystkie przez to przechodzą.".
Nie potrafię karmić piersią, nie mam pokarmu, nikt nie chce mi pomóc, na końcu korytarza rozdają mleko. Trzy razy w ciągu dnia. Jakby moje dziecko potrafiło jeść na zawołanie trzy posiłki o danej porze. Zresztą nie tylko moje. "Po godzinach" nie wydają. 
Szaleję z bezradności. Pocieszam się, że to tylko trzy dni. 

Przychodzi ten, który odebrał mój poród, pyta, czy wszystko w porządku?
Skarżę się na ból. "Musiałem, przepraszam". Jedyne ludzkie słowa, jakie usłyszałam.

Chcę do domu. 

Wychodzę, przy wypisie znów słyszę oskarżenia:
"No co tam się działo?"
 Nie wiem, nikt mnie o niczym nie poinformował.

"Zielone wody?  Niewydolne łożysko? Dziecko niedożywione? To co Pani tak zwlekała?".

Dziękuję. 
Nie chcę nigdy tam wrócić.

Lea przyszła na  świat 26 czerwca. 27 dni po oficjalnym terminie 30 maja.  Niespełna miesiąc w tym szpitalu, na tych oddziałach bez pytania, bez pozwolenia odarł mnie ze szczęścia, które powinno towarzyszyć mi przy narodzinach mojej córki, wyszargał ze mnie resztki uczuć. Sprawił, że jedyne o czy  marzyłam do znów być w domu. Nie ważne czy z nią czy sama. Odarł mnie z pierwszych dni w domu.  Mam emocjonalną pustkę, pamiętam tylko, że była, że w musiałam wstawać w nocy.

Radość przyszła dużo później. Dużo za późno. 













You Might Also Like

105 komentarze

  1. kasia28 stycznia 2014 18:48

    ja ponad rok leczylam sie z traumy poporodowej...w czwartek zaczely mi sie saczyc wody i odszedl czop...nikt nie chcial mnie sluchac....lezac w szpitalu zostalam zignorowana, urodzilam we wtorek...w poniedzialek wieczorem w koncu ktos sie zainteresowal :/...http://gypsylife.pl/po-rozum-do-glowy/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kamila S28 stycznia 2014 18:50

    Brak mi słów.... wiem co przeżyłaś bo mnie spotkało to samo.

    Przeleżałam 3 tygodnie, 8h prosiłam żeby zrobili cesarkę bo nie dam rady,
    w końcu zemdlałam i w przerażeniu zabrali mnie na salę operacyjną.
    Przed Nią jednak kazali podpisać dokumenty... krzyczałam żeby ratowali mi Dziecko bo drastycznie spadł puls.... Oni kazali podpisywać drugi raz jakieś papiery.

    Nie wspomnę o obdarciu mnie z jakiejkolwiek intymności, o zarażeniu grypą żołądkową, śmiechach i tekstach : będą się z Tobą bawić na patologii skoro kroplówka nic nie daje.
    Na wypisie napisane: zagrożenie zamartwicy płodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 21:54

      Kochana, doskonale wiem co czujesz. Zastanawiam się czasami, czy takie ignorowanie nas, naszego bólu nie bierze się też stąd, że jesteśmy młode? Czasami miałam wrażenie, że nie traktują mnie poważnie ze względu na wiek, że wydaje im się o głupia, młoda wpadła, zrobiła sobie dziecko z pierwszym lepszym, a teraz wydaje jej się, że rozumy pozjadała.

      Usuń
    Odpowiedz
  3. Iwona Rydzkowska28 stycznia 2014 19:03

    Jejku straszna historia... współczuję i nie dziwię się że wolałaby pani to wyprzeć z pamięci.... Ja też miałam cesarkę 8 dni po terminie, ale porównując szpital i zachowanie personelu w Pani przypadku to u mnie naprawdę było przecudownie !!! :) Od początku chwaliłam mój szpital i nie żałowałam,że go wybrałam, mimo że miałam rodzic naturalnie ale maluszek się odwrócił i musiałam mieć cięcie to szpital i personel cudowny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 21:55

      Cieszę się, że są miejsca, gdzie jednak można rodzić "po ludzku" !

      Usuń
    • Iwona Rydzkowska29 stycznia 2014 22:24

      Mnie się udało :)
      oczywiście 1 położna i 1 pielęgniarka były okropne w zachowaniu, ale resztę mogę z czystym sumieniem pochwalić i dziękować,że są tymi z powołania Usuń

    Odpowiedz
  4. Matka Polki28 stycznia 2014 19:04

    Nie wyobrażam sobie takiego traktowania. Straszne to jest. Ja byłam zaskoczona życzliwością i tym, że o wszystkim informowali. Raz tyko był zgrzyt przy pierwszym karmieniu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anna S.28 stycznia 2014 19:25

    jezusiuuuu, czy to aby XXI wiek????? ludzie to ja mialam wczasy ... wspolczuje, zesz no ja bym od razu do tv z tej szpitaliny dzwonila!!! i do wszystkich innych mediow! napisac bylo wolami jaki to szpital zeby go ludzie omijali jak sie da! a ja mam nieobrobiony tekst teoche o moim porodzie, chyba musze wstawic zeby pokazac ze mozna inaczej, za duzo tych zlych historii slysze :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 21:57

      Czasami czułam się jakby kręcili o mnie program UWAGA!. Publikuj, daj innym nadzieję, że jednak można inaczej, że każda z nas zasługuje na godne traktowanie.

      Usuń
    Odpowiedz
  6. Asia(myhomeandheart)28 stycznia 2014 19:28

    straszne ..bardzo bardzo Ci współczuję. Ja miałam swoją położną bo bałam się że będą mnie traktować jak powietrze, zwłaszcza że po porodzie z Kubą też miałam różne odczucia... Dlatego z Tosią poród wspominam wspaniale wręcz szybko, łatwo i pod fachową ciepłą opieką. ALe czy musi być tak że trzeba zapłacić żeby ktoś inny traktował nas po ludzku. Ostatnio wiele się o tym słyszy i straszne to, żal mi serce ściska jak czytam takie historie jak Twoja , Buziaki kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 21:58

      Dziś nie zawahałabym się zapłacić i nie dziwię się ludziom, których na to stać. Fachowa i odpowiedzialna opieka to podstawa.

      Usuń
    Odpowiedz
  7. Hubisiowa mama28 stycznia 2014 19:37

    Bardzo, bardzo Ci współczuję... tym bardziej, że na własnym doświadczeniu wiem, że mogło być zupełnie inaczej. Z godnością, wzruszeniem, nawet uśmiechem... Aż serce ściska, gdy pomyślę, jak Cię skrzywdzono...

    OdpowiedzUsuń
  8. Daria Nowicka28 stycznia 2014 19:40

    ehh kochana nie jesteś sama
    ja miałam całkiem podobnie
    zaczęło się już w trakcie nocnego przyjęcia na oddział po wypis ze szpitala włącznie
    do tego wypychanie dziecka na siłę, bo niedziela i oni nie mają czasu czekać dłużej bo kawy chcą się napić i placka zjeść (wiesz za odbiór porodu itp)
    i diagnoza obustronne zwichnięcie stawu biodrowego, która we mnie wywołała panikę, a okazała się nietrafioną diagnozą pani pediatry
    ręce i nogi opadają bo to nie szpitale są to rzeźnia
    dokładnie rzeźnia, a mnie potraktowali jak świnię i nikomu tego nie życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 21:59

      Na szczęście wszystko dobrze się skończyło! Ściskam!

      Usuń
    Odpowiedz
  9. ciągle Gada28 stycznia 2014 19:43

    koszmar ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło,masz u swego boku Lea!
    mój pobyt w szpitalu nie wspominam tragicznie,było miło i tylko dwa razy zaznałam ludzkiej głupoty!położne pomagały przy karmieniu,pomagały w obolałych stwardniałych piersiach...podczas cesarki poprosiłam aby zasłonili mi ten widok odbijający się w lampie bo wystarczyło,ze czułam te szarpanie...potem spędziłam 5 dni w tym trzy noce Madzi ze mną nie było bo dostawałam silne leki po których normalnie odlatywałyśmy z koleżanką :)
    w czasie ciąży pytano się mnie czy chce w tym szpitalu rodzić,była prędzej afera z upuszczeniem dziecka na podłogę ale nie czułam lęku-choć wtedy nie wiedziałam ze będę miała cesarkę...wspominałam ten szpital miło mimo,ze keidy byłam tam pierwszy raz dwa lata wcześniej wcale do wesołych nie należał...gorzej mi było kiedy leżałam na chirurgii traktowano mnie tam koszmarnie i cieszyłam się ze byłam tam tylko dwa dni....
    buziak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:01

      Mi też się wydawało, że skoro inni tam rodzą to i ja dam radę. Ale ten miesiąc na patologii, gdy nasłuchałam się i naoglądałam tych wszystkich chorych sytuacji - nie tylko w stosunku do mojej osoby, ale i innych matek - zmienił moje zdanie. Nigdy nikomu nie polecę.

      Usuń
    Odpowiedz
  10. Gosia M.28 stycznia 2014 19:51

    Mój poród wyglądał podobnie. Miałam zamiar o tym napisać, bo mam wciąż w sobie wiele żalu, że tak on wyglądał. Ja bolesne skurcze miałam przez 15 godzin i skończyło się cesarką, bo małej tętno leciało w dół, a ja byłam wycieńczona. Chwilami miałam te same myśli co ty Kochana,chce żeby się skończyło i nie ważne co będzie.
    Miałam o tyle lepiej, że trafiłam na znacznie przyjemniejszy personel. Całą ciążę nastawiałam się na naturalny poród, i w związku z tym czułam się trochę zawiedziona moim przeżyciem tego "cudu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:03

      Mnie wtedy już wszystko jedno było. Nie wiem czy ten żal kiedykolwiek zniknie. Może, gdy będę miała szansę doświadczyć czegoś lepszego? A z drugiej strony nie mam pewności czy wtedy nie będzie jeszcze bardziej bolało, jeśli doświadczę na własnej skórze, że da się inaczej...

      Usuń
    Odpowiedz
  11. mommydraws28 stycznia 2014 19:54

    Ogromnie się wzruszyłam czytając ten post. Przykro mi, że musiałaś przez to przejść. Ty długo czekałaś na poród i urodziłaś prawie 4 tygodnie za późno! Ja rodziłam zupełnie znienacka 7 tygodni za szybko. Czemu nie może być "normalnie"? I czemu spotyka nas takie nieludzkie traktowanie?! Czytając takie historie wcale się nie dziwię, że kobiety wolą zapłacić 7 tysięcy i rodzić w prywatnych klinikach....
    Ściskam Cię mocno mocno :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:05

      To ja się popłakałam przy Twoim komentarzu... To strasznie niesprawiedliwe.. Nikt nie zasługuje na coś takiego. Zawsze myślę sobie "dlaczego ja?, dlaczego inne mogą przechodzić to normalnie? '

      Usuń
    • mommydraws29 stycznia 2014 22:22

      Podziwiam Cię za ten temat, bo ja go nie unoszę. Zaczęłam czytać komentarze dziewczyn i dałam sobie spokój, bo chciałabym kiedyś jeszcze rodzić, a te niestety prawdziwe historie napawają mnie strachem przed 2 ciążą.

      Ja miałam dobry poród. Przekroczył oczywiście moje granice bólu, ale położna trafiła mi się pozytywna i obecność Tomka mnie wzmacniała. Pomijam to jak mnie zszył zaspany lekarz, bo miałam wrażenie, że wyszywa mi hafty i kwiatki i niestety do dziś czuję dyskomfort, ale moim najgorszym wspomnieniem jest te 7 miesięcy ciąży. W zasadzie gdy zaczęłam rodzić w 33 tyg to się cieszyłam, że będzie już po wszystkim i czułam, że z Olkiem będzie ok.
      Z ciąży natomiast zgromadziłam 7 WYPISÓW ze szpitala, w tym z 3-tygodniowego pobytu w Gdańsku 100km od domu i bliskich, gdzie dokładnie jak w Twoim przypadku pacjentki zmieniały się tylko ja leżałam leżałam i leżałam. W 19 tyg lekko krwawiłam i usłyszałam od lekarza "po co pani przyjechała? jak ma pani poronić to może pani to zrobić w domu..."
      Nie mogę dalej pisać....

      Usuń
    • mommydraws29 stycznia 2014 22:24

      przepraszam, poprawka "te niestety prawdziwe historie napawają mnie strachem przed 3 ciążą..." :(

      Usuń
    • My dream Home30 stycznia 2014 08:51

      ;( nie wiem co mam więcej napisać...

      Usuń
    Odpowiedz
  12. Aleksandra Greszczeszyn28 stycznia 2014 19:58

    W tkaiej sytuacji zmieniłabym szpital. Akle oczywiście wiem, że mądry Polak po szkodzie. W tkaich chwilach brkauje sił na tego typu decyzje, a szkoda. Ze znajomą było podobnie. Dopiero po tym, jak zażądała przewiezienia do innego spzitala okaząło się, że ma już zatrucie ciążowe i natychmiast zrobili cc.
    Ja na szczęście porody miałam w miarę szybkie, co nie znaczy, ż enie doświadczyłam chamstwa personelu... Opiszę za jakiś czas na blogu mój pobyt na patologii noworodków - tam dopiero się działo... Dziś wiem, ż epowinnam była to nagrywać i zgłosić, gdzie trzeba, wtedy nie miałam na to siły...
    Polska służba zdrowia może wszystko. Nawet sprawić, że człowiek będzie miał takie wpsomnienia jak Twoje, co rzutuje na późniejsze życie. Trzeba robić wszystko, aby tę ich smaowolkę skończyc raz na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • Aleksandra Greszczeszyn28 stycznia 2014 19:59

      Przepraszam za literówki. To z emocji.

      Usuń
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:08

      Dwa razy zastanawiałam się nad zmianą szpitala... Ale postraszyli, że to na własną odpowiedzialność, że jak coś się stanie to oni za to już nie odpowiadają, że nie będzie powrotu na moje "widzi mi się"... milion argumentów na nie. Zdecydowanie brakowało mi siły, odwagi, aby wziąć to na siebie. Musimy walczyć o swoje. Choć wiem, że w pojedynkę nie zdziała się za wiele, to jednak mam nadzieję, że przyjdzie czas, że ktoś zrobi z tym porządek.

      Usuń
    • Marta W17 marca 2014 14:40

      Niestety, tacy lekarze bazują na przerażeniu ciężarnej, co jeszcze bardziej przytłacza w całej historii, którą opisałaś. Współczuję i zupełnie się nie dziwię, że nie myślisz o drugim. Wielka szkoda, że tacy ludzie odbierają kobiecie marzenia, że strach i wspomnienia są silniejsze...
      Pozdrawiam

      Ps. Piękne imię :) Sama myślałam, żeby nazwać tak drugą Córcię, ale w końcu uległam namową pierwszej i mamy w domu Lilę zamiast Lei.

      Usuń
    Odpowiedz
  13. Babatu28 stycznia 2014 19:59

    Z niedowierzaniem i otwartą buzią przeczytałam Wasz historię.. o tym jak okropnie Cię potraktowano. Tak jak Hubisiowa mama napisała, wiem że mogło być z wzruszeniem, godnością i szacunkiem, bo sama tak poród wspominam. I żałuję ogromnie, że jest masa kobiet które poród wspominają jak traumę, a nie szczęście.

    Ściskam mocno !

    OdpowiedzUsuń
  14. kicia77928 stycznia 2014 20:12

    Jest taki szpital , gdzie poród to bardzo intymne przeżycie...rodziłam tam obydwoje dzieci i w obydwu przypadkach byłam obca...bo moja lekarka nie miała nic wspólnego z tym szpitalem...genialna opieka, położne znają imiona pacjentek, lekarze nie czują się bogami...znieczulenie ,poród w wodzie , gaz rozweselający,poród rodzinny...wszystko w ramach NFZ...córkę rodziłam na stojąco ...synka na kolanach bo tak było mi lepiej....nikt mnie nie poganiał, nic na słę....każdej życzę takiego porodu, a po porodzie sala do odpoczynku...cisza ,ciepło, puszysta koldra....i sale 2 i 3 osobowe z łazienką i tv....dziecko obok ciebie zresztą same popatrzcie http://www.sw-elzbieta.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:09

      Cudownie, że istnieją takie miejsca... To znak, że da się, trzeba tylko chcieć i zadbać o te godne warunki. Oby kiedyś takie traktowanie było "standardem" we wszystkich placówkach...

      Usuń
    Odpowiedz
  15. mati28 stycznia 2014 20:19

    nie wiem co napisać - bo wszystko zostało powiedziane, napisane.
    To powinien być najpiękniejszy dzień w Waszym Wspólnym życiu - a był ...

    OdpowiedzUsuń
  16. Anonimowy28 stycznia 2014 20:35

    Poplakalam sie:-( tak bardzo mi Ciebie zal:-( chwilami mialam wrazenie ze czytam o swoim pobycie w szpitalu.U mnie bylo podobnie 3 tygodnie w szpitalu i tylko kolezanki z sali sie zmienialy ledwo zdazylam sie zaprzyjaznic, one rodzily a ja nie.Mialam bardzo zle wyniki z krzepliwosci spadaly spadaly spadaly a oni ciagle czekali blagalam o cesarke bo bardzo sie balam ze wyniki pogorsza sie do tego stopnia ze...ze cos mi sie stanie.Dopiero jak wyniki spadly naprawdę drastycznie zaczeli wywolywac porod, poinformowano mnie ze znieczulenia nie dostane bo przy takiej krzepliwosci nie moga sie wkluc w kręgosłup.Musialam rodzic naturalnie bo to powodowalo mniejszy uplyw krwi niz cesarka.Nawet nie chce pisac jak sie rodzi ze swiadomoscia takich wyników. Jedynym swiatelkiem w tunelu byla moja polozna moj aniol stroz.Pamietam jak dzis kiedy umieralam z bolu a do sali weszla lekarka i skomentowala to ze jak tak dalej pojdzie to nigdy nie urodze-a ja sie staralam jak nigdy na swiecie.Nie czul z jej strony zadnej motywacji tylko upodlenie.Probowalam na czworaka rodzic, rece mi mdlaly glowa opadala z wysilku a oni NIC.Uslyszalam tylko tekst czy nigdy na grzybach kupy nie robilam bo nie umiem przec.To nie bylo smieszne to bylo podle jak mozna komua takie rzeczy mowic.Dopiero jak wyszla lekarka polozna mnie przytulila uspokoila kilka parc o byla Lenka.Porod byl widocznie sensacja w szpotalu bo przy ostatnim skurczu na przeciwko mojego krocza stal ordynator ze 3 lekarzy polozne nawet sprzataczka.Ja rozumiem wszystko ale tam bylo z 9 osob to bylo takie krepujace:-(i tak caly porod zawdzięczam poloznej.Kiedy juz malutka byla na świecie padalam ze zmeczenia i mimo to ze dostalam pojedyncza sale maz zostal odeslany do domu a ja nawet nie mialam sily wstac do dziecka:-(w nocy weszla tylko stara baba i zapytala czy zyje.Nie jak człowieka ale jak psa.Pozniej o 5 rano kazala mi isc pod prysznic bo obchod.Malo co tam nie padlam ale nikomu do glowy nie przyszlo zeby pomoc.Marzylam tak jak ty zeby byc juz w domu.To nie powinno tak byc nie powinno sie balansowac na linie zycia, dlaczego nikt nie mysli o jakims marginesie bezpieczeństwa:-( kocham moja coreczke ale mam ogromny zal do szpitala za tak to wygladalo:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • Anonimowy28 stycznia 2014 20:47

      Sorki za bledy ale pisalam z telefonu i sie powkradaly:p

      Usuń
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:11

      Nigdy, przenigdy nie powinno się nikogo tak traktować. Biorą nas za histeryczki, a moim zdaniem to ich dopada rutyna i znieczulica. Zastanawiam się czy taki profesjonalizm zachowują również przy własnych porodach - pomijając fakt, że pewnie rodzą we własnych placówkach z odpowiednim zapleczem i zaprzyjaźniony personelem, w milion razy lepszych warunkach, niż szary człowiek z ulicy...

      Usuń
    Odpowiedz
  17. Matka Debiutująca28 stycznia 2014 21:03

    Kurczę. Teraz miałabym ochotę Cię tylko mocno przytulić. Takie rzeczy nie mogą się zdarzać. Po prostu nie mogą.

    OdpowiedzUsuń
  18. Anonimowy28 stycznia 2014 21:07

    Podobnie przeżyłam pobyt w szpitalu i porod. Miałam wrażenie, że czytam o sobie. Przykre. Justyna

    OdpowiedzUsuń
  19. paula28 stycznia 2014 21:10

    mocno przytulam... tak mocno, bo wiem o czym piszesz. Wiem co dzieje się, co działo się w Twojej głowie, w Tobie... to nieprawdopodobne, że mogą mieć miejsce takie rzeczy. A jednak.
    Dziś obie, dziś wszystkie, które przeżyły mniejszy lub większy koszmar związany z porodem mogą pisać: gdybyśmy wiedziały... ja gdybym choć przypuszczała to płaciłabym za cesarkę każde pieniądze, bo jestem pewna, że rana na brzuchu zagoiłaby się milion razy szybciej niż ta którą mam w głowie do dziś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:14

      Cholera. Twoje ostatnie zdanie chciałabym wyryć sobie na ścianie...

      Usuń
    Odpowiedz
  20. Przewijka28 stycznia 2014 21:18

    Niepojęte jest to, że żyjemy w XXI wieku, a takie historie jeszcze się wydarzają...Współczuję Ci strasznie takich przeżyć...

    OdpowiedzUsuń
  21. miniman life28 stycznia 2014 21:22

    kochana normalnie ryczę i to jest normalne traktowanie?? no może nie miałam super opieki, ale wiem że jest często źle i to bardzo- początek był dla mnie nie miły, gdy zostawili mnie samą na korytarzu bo nie mieli osobnych łóżek- mój poród trwał 24 godziny i nawet miałam w nosie, że co jakiś czas przychodzili lekarze z grupą studentów, aby omówić moje krocze (teraz wiem, że powinnam ich wyrzucić bo przecież nie byłam królikiem doświadczalnym)- ale i tak poród nieźle wspominam- moje wspomnienia są nieco straszniejsze po porodzie- totalna ignorancja mnie - nikt nie chciał mi pomóc, miałam cesarkę byłam obolała, a te wredne pielęgniarki nie chciały pokazać mi jak się karmi moje dziecko- no pani nie potrafi karmić - proszę tak zrobić lub tak... matko jak ja byłam zrozpaczona bo inne potrafiły,a ja nie....nadal nie rozumie jak można tak traktować kobiety- przecież ten sztab lekarzy/pielęgniarek są właśnie po to, aby nam pokazać jak się karmi, aby rozmawiać z nami, a nie wrzeszczeć bo chcą wypić kolejną kawę....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:17

      My od razu załapałyśmy karmienie... jednak nie miałam prawie wcale pokarmu... wiedziałam, że ona jest głodna, próbowałam na siłę, cokolwiek. A gdy już straciłam jakąkolwiek nadzieję, podparłam się MM... choć bardzo tego nie chciałam. A jeszcze głupie uwagi " co? Nie chce się karmić?". Czułam się tam jak intruz... jak ktoś, kto w ogóle nie ma prawa o cokolwiek prosić. Początkowo nawet nikt mnie nie poinformował, że można dostać MM dla dziecka... a u mnie na sali, żadna z mam nie potrzebowała, więc skąd miałam się dowiedzieć?

      Usuń
    Odpowiedz
  22. Iwona28 stycznia 2014 21:29

    Nie mogę uwierzyć i współczuję takiego traktowania, takie coś nie powinno być miejsca.
    Choć wiem, że w moim mieście dzieje się podobnie, dlatego ja mając lekarza prowadzącego z Poznania postanowiłam rodzić tam 60km od domu i nie żałuje decyzji, wszyscy przyjaźni i pomocni, a poród była dla mnie czymś wspaniałym...

    Tulę mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:18

      Takie świadome decyzje są najlepsze.

      Usuń
    Odpowiedz
  23. Kasia D.28 stycznia 2014 21:32

    jejjj! to strasznie przykre co musiałaś przejść i Ty i Lea :(
    na szczęście wszystko dobrze się skończyło !

    ale Ty miałaś "przykry" poród, a ja takie przykre przeboje przez całą ciążę...
    nigdy nie jest tak, że jest w 100% idealnie :(

    buziaki dziewczyny :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:19

      Czytałam Twój post i strasznie Ci zazdrościłam... bo o czymś takim marzyłam. Marzyłam o takich wspomnieniach, o byciu razem z Jot. o naszym małym szczęści.

      Usuń
    • Kasia D.29 stycznia 2014 22:56

      Oj Kochana...
      Poród miałam idealny, ale ciążę?
      9 miesięcy płaczu, strachu, nieprzespanych nocy i łykaniu tabletek ...
      Miałam cytomegalie. Lekarz ginekolog na początku ciąży powiedział, że Kornelia może urodzić sie chora, uposledzona, bądź w ogóle nie przeżyć jeśli bakteria przedostanie się do łożyska ...
      Każdy dzień, wyniki badań, czy usg to była wielka niewiadoma.
      Wiele przeżyłam, nikomu nie życzę ...
      Wychodzi na to, że każdy ma swój "krzyż" ;(

      Usuń
    • mama-granda29 stycznia 2014 23:06

      Nikomu tego nie życzę. Nikomu, żadnego krzyża.

      Usuń
    Odpowiedz
  24. lili28 stycznia 2014 21:45

    aż we mnie zabuzowało! no jak tak można, no kurde jak?
    ja miałam cc chcianą i planowaną i było świetnie. nie wiem jak oni mogli Ci to zrobić :(

    OdpowiedzUsuń
  25. Ala z Krainy Czarów28 stycznia 2014 21:53

    Bardzo mi przykro, że musiałaś przejść przez takie piekło. To straszne, że takie rzeczy dzieją się teraz, że słyszy się o takich przypadkach. Szok.
    Dzielna z ciebie kobieta.
    Całuje mocno.

    OdpowiedzUsuń
  26. Kinderki. eu28 stycznia 2014 22:47

    To straszne jak was potraktowano....dziękuje Bogu,że narodziny moich dzieci miały miejsce w Niemczech....dwie cc na moje życzenie.....choć i w obu przypadkach były wskazania ale nie wykluczały porodu naturalnego...wybrałam cc.... w komforcie,cudownej opiece medycznej,z uśmiechami na twarzy i gratulacjami..........

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:26

      Nawet sobie nie mogę tego wyobrazić tych standardów... I już nie chodzi to, że "na zachodzie zawsze lepiej", ale wiem jak ludzkie warunki potrafią tam panować. Jak obchodzą się tam z chorymi, z profesjonalizmem i zaangażowaniem.

      Usuń
    Odpowiedz
  27. Kaps Love28 stycznia 2014 23:16

    Opisałaś prawie takie same wspomnienia z porodu synka. Cesarka po 15 dniach po terminie. Zostałam przyjęta do szpitala w dniu terminu na zalecenie mojego prywatnego ginekologa, któremu płaciłam ogromne pieniądze wiedząc, że później w publicznym szpitalu będzie przyjmować mój poród. Na patologii nic się nie działo oprócz ktg i ciągłego powtarzania, że wszystko w porządku i czekamy. Kilka prób z bolesnym balonikiem w pochwie i kroplówkami nadal twierdzą, że to normalne, czekamy. Po 14 dniach czekania dostałam histerii, że zielone wody, że dziecko niedotlenione, niedożywione, że czekają aż straci puls i dopiero się ruszą jak będzie umierać. Mąż zainterweniował finansowo po cichu do kieszeni i nagle następnego ranka cuda wianki cesarka. Przed salą operacyjną położna ze śmiechem stwierdza, że i tak syn by mi przez miednicę nie przeszedł. Zaciskam zęby. Operacja szybka, krótka, nieprzyjemna. Oddział położniczy to koszmar, boję się prosić o pomoc, synek kaleczy mi sutki i ciągle jest głodny, zero intymności, zero zrozumienia, zero pomocy, jestem sama, obolała i nieszczęśliwa. Przy wypisie stwierdzają, że mam niedokrwistość muszą przetoczyć krew więc mam zostać kolejną dobę. Wypisuję się na żądanie, przerażona podpisuję papiery byleby jechać do domu. W samochodze płacze, że nie dam rady, że nie mogę oddychać, sutki mam zakrwawione, że znowu będę musiała go karmić bo sztucznego mleka nie chce, nie umie i ciągle płacze. Pierwsze 2 tygodnie dochodzę do siebie, wstyd mi że nie umiem się cieszyć z syna jak mąż. Najgorsze, że mąż mnie nie rozumie uważa że przesadzam bo przecież wiele znajomych tam rodziło i tak tego nie przeżywają. Więc milczę i noszę ten ból w sobie i strach przed kolejnym porodem. Ściskam Cię najmocniej jak mogę z całego serca matulo moja kochana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:30

      Twój mąż powinien wykazać więcej zrozumienia, nawet nie myślę tu o Twoim fizycznym bólu, wiem, jak trudno jest przez to przejść, ale powinien myśleć o Twoim bólu emocjonalnym, bo ten pierwszy wreszcie ustaje, a to co masz w środku długo może się nie zagoić. Nie milcz, czasami lepiej raz krzyknąć, głośno, z całych sił, żeby później poczuć ulgę.

      Usuń
    Odpowiedz
  28. Anonimowy29 stycznia 2014 08:39

    Intymność? Godność? Prawa Pacjenta? Nie w polskich szpitalach.Boleśnie się o tym przekonałam,kiedy byłam w ciąży i kiedy rodziłam swoją córeczkę. Leżałam kilka tygodni w jednym z podkarpackich szpitali. Najpierw Patologia ciąży, potem Porodówka i wreszcie Oddział Noworodków. Wszędzie tam spotkałam się z oziębłością i brakiem życzliwości. Porodówka: pobudka przed 6 rano, choć trudno było zasnąć, kiedy na korytarzu ciągłe hałasy i stukot drewniaków. Pielęgniarki były różne. Jedna powiedziała "dzień dobry" i zapaliła dyskretną lampkę,
    druga bez słowa włączała jarzeniówki i przechodziła do swoich obowiązków. W sali było 9 łóżek, z czego wszystkie zajęte. Nie było mowy o odrobinie intymności. Badanie tętna dziecka odbywało się kilka razy dziennie, ostatnie ok. 22, stałyśmy wtedy wszystkie w rządku, z podniesionymi koszulami nocnymi, zażenowane. Badanie lekarskie było również stresujące. Kilkanaście osób, lekarze, pielęgniarki, położne. Nawet rozebranie się przy takiej "widowni" było krępujące i nieprzyjemne, a co dopiero samo badanie. Komentarze na temat brzuchów, tuszy, piersi, przy wszystkich, bez skrępowania. Miałam "cesarkę"z konieczności, nie z wyboru. Przez całą ciąże bałam się o dziecko.Przez 2 tygodnie codziennie czekałam na jakieś informacje. Słyszałam tylko, "nie dzisiaj, jeszcze czekamy", ale też "nie może Pani wyjść do domu, grozi Pani krwotok, umrze Pani i dziecko". Cesarka - bolalo...czułam jak "wydzierają" ze mnie córeczkę, czulam wszystko. Dobrze, że chociaż pozwolili mi się z nią przywitać. Kobiety rodzące przez CC są traktowane gorzej, dla nich nie ma dobrego słowa, odrobiny życzliwości. Kobiety tak rodzące zwane są pogardliwie "cesarzowymi". W naszej sali (sala dwuosobowa) nie było toalety. Cóż to było za wyzwanie przejść przez korytarz, choć to dosłownie parę kroków, z podkładem, intensywnie krwawiąc. Dodam tylko, że był to korytarz bardzo uczęszczany, mnóstwo odwiedzających. W mojej pamięci mam jeszcze jeden nieprzyjemny moment, pierwsza doba po CC, przychodzi Położna. Znieczulenie przestało działać. Podnosi pościel (oczywiście bez uprzedzenia) i niesamowicie ściska mój brzuch. Nie mogę powstrzymać łez i(zupełnie nieświadomie) chwytam ją za rękę jak gdyby był to odruch bezwarunkowy. Słyszę tylko "proszę mnie puścić!" i z ironią w głosie,"to aż tak Panią boli?". Chwilę potem lekarz, zbadał mnie delikatnie, dziwiąc się, że tak się tego obawiałam. Tak bardzo chcialam wrócić do domu...Będąc pacjentką w szpitalu, bojąc się o życie i zdrowie swojego dziecka, skazana na łaskę i niełaskę personelu medycznego, byłam bezbronna jak dziecko. Lulu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:33

      Doskonale Cię rozumiem, u nas również nie było toalety, a korytarz prowadził także na oddział patologii więc co chwilę ktoś przechodził, nie wolno nam było zamykać drzwi od sali, a były one tak malutkie - 4 łóżka + 4 łóżeczka dziecięce, że gdy do choć jednej z nas przyszły np. 2 bliskie osoby, nie było już miejsca, trzeba było wyjść na korytarz, żeby móc jakoś porozmawiać.

      Usuń
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:36

      Mnie od tych ucisków i szarpania bolało tak, że gdy położyłam się na łóżku nie byłam w stanie samodzielnie się podnieść. Każdy ruch sprawiał, że łzy leciały mi po policzkach. Pierwszej nocy nawet nie przespałam. Bałam się, że jak się położę, to nie będę w stanie podnieść się, gdy Lea się obudzi w nocy... Do dziś mam problemy z kręgosłupem. Przez pierwsze 6 miesięcy wciąż miałam problemy ze wstawaniem z łóżka, czasami, gdy źle spałam z chodzeniem...

      Usuń
    Odpowiedz
  29. olinkowy cud29 stycznia 2014 09:08

    Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  30. olinkowy cud29 stycznia 2014 09:09

    I ja mam łzy w oczach. Cud narodzin własnego dziecka, mimo, że boli powinien być najpiękniejszym wspomnieniem matki. To takie przykre, że służba zdrowia, lekarze, pielęgniarki tak traktują pacjentów. Brak jakichkolwiek uczuć, brak poszanowania dla drugiego człowieka. U mnie na szczęście wszystko działo się bardzo szybko, choć i tak spotkałam się z kilkoma niemiłymi komentarzami położnych.. Z racji mojego młodego wyglądu, traktowali mnie jak smarkatą nastolatkę. Tyle dobrze, że nie musiałam tam długo zastawać.
    Całe szczęście wszystko u Was dobrze się skończyło, i to jest najważniejsze. Trzymaj się ciepło! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:39

      Nawet nie chce mi się komentować jak traktują matki ze względu "na wiek". Ze mną leżała dziewczyna, miała skończone 17 lat. Ale ze względu na to, że nie była pełnoletnia nie mogła mieć dziecka przy sobie. Jedynie gdy przychodzili do niej rodzice... Przez te wszystkie dni to położne i pielęgniarki zajmowały się jej dzieckiem... To jest chore, bo bez względu na wiek - to ona jest matką !

      Usuń
    Odpowiedz
  31. Karolka29 stycznia 2014 09:18

    Czytając Twój wpis mam wrażenie jakbym po części czytała własne wspomnienie. Po części bo też długo na patologi leżała, też były głupie pytania "jak długo jeszcze tu Pani będzie?", 4 razy na próbach oksy, przebity pęcherz płodowy - choć lekarz zapytał czy to dobry dzień na poród, widoki w lampie na sali operacyjnej, 30 sec widoku syna po wyjęciu. A na drugi dzień oskarżenie, że zaraziłam dziecko w ciąży. Jak mogłam nie wiedzieć że miałam infekcję dróg moczowych? To po co leżałam tak długo w szpitalu - żeby nie wyleczyli przed rozwiązaniem? Koszmar...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:39

      Ściskam. Nikt na to nie zasługuje...

      Usuń
    Odpowiedz
  32. Anonimowy29 stycznia 2014 09:30

    Ech mogę podpisac się pod twoim postem. Miałam to samo oprócz oczekiwania na poród. Przyszłam na umówiony termin, pocięli, wyjęli a dalej to samo co u ciebie. Rok do siebie ddochodzilam, horror z karmieniem...... A Tobie udało się karmić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:42

      Karmiłam max 2 m-ce, ale dokarmiałam MM. Miałam za mało pokarmu, potem doszło mi silne zapalenie piersi... Próbowałam wszystkich sposobów i tych "pradawnych" i super współczesnych, godzinami próbowałam odciągnąć mleko, aby trochę rozruszać. Ale Lea była już przyzwyczajona do butelki, z której łatwiej jej się jadło, niż z niedomagającej piersi, więc strasznie się denerwowała... a ja wraz z nią.

      Usuń
    Odpowiedz
  33. Anonimowy29 stycznia 2014 09:36

    Zapomniałam dodać, że jak mnie pionizowali wstałam z ogromnym bólem a krem chlupła na podłogę wtedy zakręciło mi się w głowie i nogi się pode mną ugięły. Usłyszałam wówczas od pielęgniarki "niech się pani nad sobą nie rozczula". Nigdy tego nie zapomnę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:42

      "Niech się Pani nie rozczula... Oh jakie to typowe...

      Usuń
    Odpowiedz
  34. Lucy Mayday29 stycznia 2014 10:00

    Kobiety mówią, że ból porodu to ból zapomniany. Jestem kobietą, matką, a jednak ból psychiczny związany z opieką medyczną nie znika. Jesteś mądrzejsza o doświadczenie, kiedyś może przyjdzie pora na wykorzystanie tej wiedzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:43

      Wolałabym nie mieć sposobności do jej wykorzystania...

      Usuń
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:44

      Wolałabym nie mieć sposobności do jej wykorzystania...

      Usuń
    Odpowiedz
  35. My dream Home29 stycznia 2014 10:23

    T okropne jak kobiety są traktowane.
    Ja pojechałam do szpitala z powodu wątroby, która jak się później okazało pękała. Zrobili mi w końcu cc chociaż każdy myślał, że ja poprostu rodzę, nikt nie rozumiał, ze pomimo tego, że nie rodziłam to wiem, że to nie taki ból. Porodu nie pamiętam, wystąpił u mnie po porodzie Zespół Hellp. Obudziałam się po śpiączce po prawie 2tyg. W miedzy czasie walczyłam o życie nawet o tym nie wiedząć, nawet nie wiedziałam, że urodziłam informowały mnie o tym pielęgniarki a jak nie wiedziałam o czym mówią. Na szczęście dziecko zdrowe ja przeżyłam cudem bo lekarze o mnie walczyli. Dziecko przywiezli mi na chwile do szpitala po 3 tyg. tylko po to aby wzbudzić we mnie chęci do walki o życie. Wróciłam do domu dopiero po miesiącu...to było okropne, ciągle wracam do tych wspomnien. Dlaczego lekarze wcześniej mnie nie zdiagnozowali ja się pytam???

    Dziękuje za ten wpis! od dawna mam przygotowany opis mojego przypadku do opublikowania na blogu i chciałabym sie tym podzielić i wyrzućic to z siebie co przeżyłam jednak nie wiem mam obawy jak to zostanie przyjęte ale dzięki Tobie chyba się zdecyduję, przynajmniej z tego względu, że gdybym ja wczęsniej o tej chorobie usłyszała to byłabym mądrzejsza i wszytsko inaczej by się potoczyło.

    Sciskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:46

      Kochana ! Jak ja Cię teraz chciałabym uścisnąć! Pisz ! To ważne, niech ludzie słyszą, niech wiedzą! Może nas głos zajdzie gdzieś dalej? Może ktoś zauważy naszą traumę i sprawi, że stanie się cud i każda matka będzie mogła rodzić godnie ?

      Usuń
    • My dream Home30 stycznia 2014 08:49

      Jestem przerażona ilością negartywnych komntarzy na tamet porodów. To co się dzieje nie jest normalnie, nie dziwota, że dużo par pozostaje przy jednym dziecku.
      Dziękuje! :* wpis się szykuje, dzięki Tobie zobaczyłam, że kobiety nie boją się o tym i czytać i mówić!

      Usuń
    Odpowiedz
  36. Mama Robaczka - wrobaczkowie29 stycznia 2014 12:45

    Ja też przed porodem utknęłam na tydzień w szpitalu i pobyt mogę porównać do Twojego, brak zainteresowania, bolesne badania, i słowa "jeszcze nie urodziłaś"?? I tylko odliczałam kobiety, które znikały z oddziału już z dzieciaczkami na rękach... :( W końcu 1 próba wywołania też nic... wróciłam z powrotem, płakałam i to dużo, bo chciałam tak jak Ty mieć to już za sobą, poza tym tęsknota za domem, za wolnością... W końcu druga próba udało się... Rodziłam 16h w ogromnych bólach z kilkoma zastrzykami na rozszerzenie szyjki i kroplówką w ostatniej fazie porodu po czym usłyszałam, że przy tak dużym dziecku powinni mi od razu robić cesarkę! Cóż przeżyłam... Wody lekko już zielone, łożysko baaardzo zabrudzone i pierwsze pytanie, a raczej oskarżenie, że pani paliła w ciąży (NIGDY NIE MIAŁAM PAPIEROSA W USTACH!), Filipek miał tak złuszczoną i przesuszoną skórę, tak że leczyłam mu ją przez miesiąc od narodzin i zrzucał tę skórę niczym wąż - jak się później dowiedziałam od położnej to efekt przenoszenia (2 tyg. po terminie)!! Ale co najlepsze, raczej najgorsze... Ból związany z porodem to nic w porównaniu ze zszywaniem na żywca!! Trzeba było po porodzie założyć szwy, 4 rano, bardzo zaspany podstarzały lekarz, który mógłby być moim pradziadkiem, 4 ampułki ze znieczuleniem podane nie w to miejsce co trzeba i ból nie do wytrzymania przy zszywaniu... Pomocne hasło lekarza - "no i co się tak drzesz, obudzisz pozostałe pacjentki", "nie ruszaj się do cholery", itp.... Trauma do końca życia, może nie tyle dotycząca samego porodu, choć i to budzi wiele obaw na przyszłość, ale zakładanie szwów - nigdy wiecej... Po samym porodzie też informacje zdawkowe jak karmić, jak przewijać, wszystko na wyczucie, cóż... Polska służba zdrowia i opieka medyczna oddana pacjentom - beznadzieja... :( Podsumowując z porodu pamiętam jedynie, bo tylko to chcę właściwie pamiętać, moment, w którym Filipek znalazł się na moim brzuchu OdpowiedzUsuń

    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:49

      Ostatnie Twoje zdanie jest bardzo ważne. Musimy o tym pamiętać! Lea też miałam problemy ze skór, dobre 2 m-ce, strasznie długie pazurki u rąk i nóg... Wiedziałam, że to objawy przenoszenia... to tylko utwierdziło mnie w tym, że to ja miałam rację. Bo tam, zrobili mi taki mętlik w głowie, że chwilami sama zaczynałam wątpić i wierzyć w to co oni mówią...

      Usuń
    Odpowiedz
  37. Bobobebe29 stycznia 2014 13:58

    Nie wyobrażam sobie, aż tak długiego pobytu w szpitalu, jestem w szoku, że można rodzić 27 dni po terminie, zgroza. Ja też rodziłam we Wrocławiu, na Brochowie. Generalnie rodzić po ludzku nabiera innego wymiaru w tym szpitalu. Już początkowe badanie, które przeprowadzał lekarz w moim wieku przyprawia mnie o ciarki. Dosłownie wyłam z bólu, a on, śmiał się i mówił co Pani taka delikatna. Później było już tylko gorzej, totalny brak zainteresownia ze strony połoznych, które wysyłały mnie pod prysznic, gdzie nie było ciepłej wody. Sala za którą wcześnie zapłaciłam, była zajęta. Więc około 3 godzin spacerowałam po korytarzu, wijąc się z bólu. Na szczęście w między czasie sala się zwolniła. Położna, która miała się mną opiekować, piła kawę w swoim kantorku, od czasu do czasu przychodziła i podłączała mnie pod KTG, pozycja leżąca mnie zabijała, zaczęłam wymiotować z bólu. Padła decyzja o znieczuleniu, niestety anestezjolog źle się wkuł naruszając naczynie krwionośne w kręgosłupie, co uniemożliwiało znieczulenie. I tak przez około 8 godzin rozwarcie ciągle na 4 cm, KTG i tak w kółko. W końcu nie wytrzymałam i zerwałam się z łóżka, uciekłam do toalety. Stwierdziłam, że tam sama urodzę na stojąco, bo leżeć nie byłam w stanie. Po około 30 minutach wyszłam i okazało się, że mogę już przeć. Reszty praktycznie nie pamiętam, dopiero gdy położyli mi maluszka na piersi. Następnego dnia trafiłam na cudną położną, która pokazała mi jak przystawić dziecko do piersi. Inne dziewczyny, które póxniej ze mną leżały nie miały tego szczęścia, nikt im nie pomógł, dzieci nie wiedziały jak ssać, nikt nie chciał ich dokarmiać sztucznie. Płacz matek i ich głodnych dzieci zapamietam do końca życia. Koszmar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:52

      Nie wiem skąd w nich przekonanie, że od razu wszystko wiemy. Oczywiście, że to sama natura, że powinno być intuicyjne... ale przecież od tego są, żeby pomóc, żeby ułatwić, ulżyć. Jak można być tak znieczulonym?

      Usuń
    Odpowiedz
  38. Anonimowy29 stycznia 2014 14:37

    Koszmar.. Ja miałam bardzo przyjemnie, rodziłam w Krakowie w szpitalu Ujastek i pomimo dużo negatywnych komentarzy przeczytanych w internecie, było bardzo dobrze! Sale dwuosobowe, z własną łazienką i telewizorem, lekarze, pielęgniarki przynajmniej 2 razy na dzień nas odwiedzały, dostępna była też pani od laktacji, wszyscy bardzo pomocni i mili, gdy tylko z czymś miałam problem zaraz pomagali. Sam poród przebiegnął dość szybko ale po czasie sama się dziwiłam jak wytrzymała ze mną położna, była baardzo miła i spokojna, kiedy ja panikowałam, krzyczałam, nie wiedziałam co robić ona ze wszystkim mi pomogła.
    Bardzo się cieszę, że pomimo bóli porodowych po 3 miesiącach miło wspominam ten czas. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:53

      W mojej głowie zawsze miałam wizję właśnie takie porodu. Spodziewałam się bólu związanego z porodem naturalnym, ale szczerze liczyłam na ludzkie warunki, normalne traktowanie i choć odrobinę intymności...

      Usuń
    Odpowiedz
  39. Mama Filipa29 stycznia 2014 14:38

    Dlatego krew mnie zalewa, jak pokazują w telewizji położną, przyjaciółkę rodzącej i ich cud narodzin. Ja urodziłam przez cesarkę tydzień po terminie. Trafiła się jedna położna i jeden lekarz, którzy zwrócili uwagę, bo gdyby nie oni leżałabym tam pewnie tak jak Ty.
    Polskie oddziały położnicze to koszmar. Ja miałam rodzić w prywatnym szpitalu, ale mnie przekonali, że przecież wszyscy rodzą, to co? Ja jestem jakaś księżniczka, że nie dam rady. Tyle łez ile mnie to kosztowało, to przez całe życie nie przelałam. Miałam postanowienie. Chcę mieć drugie, ale żeby teraz było idealnie. No i zamknęli mi prywatny oddział położniczy w naszym mieście. Nie było chętnych na porody prywatne. Nie wierzę. Po prostu nie wierzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:55

      Ja chciałabym, żebyśmy nie musiały za to płacić. Żeby to było standardem i normalną praktyką. Ale dopóki tak nie jest, nie żałowałabym dzisiaj ani grosza.

      Usuń
    Odpowiedz
  40. Marlena Soja29 stycznia 2014 15:26

    Straszne :(
    ja pomogę tylko powiedzieć, że trafiłam na odpowiednich ludzi, którzy przyszli na nocną zmianę, kilka godzin wcześniej była położna która, przyczyniłaby się do śmierci naszego dziecka ;/ za ciężko ktg było zrobic.... podobna sytuacja jak we Włocławku ( nadciśnienie, nie czułam ruchów), dopiero po 19 inny personel zrobił ktg i zadecydował o CC w 8 miesiącu ciąży, ale synek jak to opisali miał problemy z adaptacją, dla mnie prosto mówiąc był niedotleniony, ale na szczęście bez skutków ubocznych....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:56

      Cieszę się, że daliście radę i wszystko dobrze się skończyło!

      Usuń
    Odpowiedz
  41. Magda Ożdżyńska29 stycznia 2014 16:49

    Współczuje Ci ale jak piszą inni nie jesteś sama ja w 2012r była w ciąży bliźniaczej (VANESSA I MAJA [*][*]) W 23 tyg. odeszły mi wody 5min byliśmy w szpitalu przetransportowano mnie do szpitala do Bydgoszczy gdzie pracował lekarz prowadzący ciąże(ordynator oddziału) połozyli mnie kazali leżeć i na tym się skończyło mineła niedziela poniedziałek wtorek nic nie robili w środę przyszli czy mogę studenci zrobić usg bo ciąża bliźniacza i to było jedyne badanie w ciągu tygodnia w sobotę zaczełam czuć ból rano zgłosiłam lekarz przyszedł o 14.00 spytał czy byłam w toalecie bo to na pewno zaparcia stał w drzwiach z 5m ode mnie nawet mnie nie zbadał czułam surczę znowu wzywam pielęgniarkę i nic przyszłam godzina 20 już nie mogłam wytrzymac z bólu wzywam pielęgniarkę spojrzała na mnie i wszystko tak się szybko potoczyło że o godzinie 21.00 urodziłam najpierw Vanessa nie płakała szybko inkubator po chwili Maja i także do inkubatora po 3min podeszła pielęgniarka czy wyrażam zgodę na ochrzczenie dzieci bo zmarły szok totalny. Męża nie wpuścili do mnie przez cała noc dopiero rano o 6 godzinie odwiniałam się o godzinie 8(niedziela)przyszli do męża że ma mnie zabrać do domu nie mineło 12 godzin od porodu kazali przyjechać w poniedziałek po papiery byliśmy o 9 rano w szpitalu o 16 dostaliśmy dokumentację lekarz prowadzący unikał nas mąż na chama wpadł do gabimetu aby dowiedzieć się dlaczego nam nie pomogli dlaczego doprowadzili do tego że zamiast łóżeczka my musimy kupić trumienkę!!! Lekarz nie udzielił odpowiedzi dał nam do zrozumienia że przyczyną było współżycie!!!!Pytam się jak to czy w badaniach wyszło że współżyliśmy z mężem odpowiedział NIE i odszedł!! Pozostał ból i mały grób na cmentarzu ale wierzę że córeczki czuwają nad nami:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:57

      Nikt nie zasługuje na coś takiego. Nikt nie zasługuje na śmierć własnych dzieci... brakuje mi słów, aby wyrazić jak bardzo Ci współczuję... Ściskam z całej siły, Ciebie i Twoje Aniołki.

      Usuń
    Odpowiedz
  42. projektrodzic29 stycznia 2014 17:40

    Bardzo Ci współczuję.Ale tak to chyba wygląda.Miałam swoją położną i oddzielną salę, ale obserwowałam dziewczyny które rodziły właśnie po trzy ,bez żadnych parawanów.Moja położna podawała mi ogromne dawki oscytocyny,w obie ręcę + jakieś inne leki.Dziewczyna, któa nie miała położnej rodziła jeszcze jak ja z małą szłyśmy do domu.Z kolei innej po cesarce, położyli dziecko obok podczas gdy ona wyła z bólu i leżała do niego tyłem.Miała chyba depresje i bardzo ją bolała,nikt sie nie zainteresował,dopiero jej mąż interweniował.Ja miałam zakrwawione przescieradło,wiec poprosiłam o zmiane.Po kilku godzinach przyszła łaskawie pani "salowa" i głośno się wydarła"która to ta księżniczka potrzebuje zmiany pościeli"
    Straszne.Po tym co Ty piszesz i po tym,co zaobserwowałam bardzo boje sie szpitali i ogromnego poczucia samotności,któe tam towarzyszy wiekszosci kobiet rodzacych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 22:58

      Ta samotność i brak zrozumienia... to najgorsze co może nas spotkać. W trakcie, ale także po samym fakcie...

      Usuń
    Odpowiedz
  43. Agnieszka Maja29 stycznia 2014 18:15

    Ręce opadają jak się o czymś takim czyta. Istna znieczulica.
    Ja miałam to szczęście,że urodziłam bez problemu i że na zmianie byli normalni ludzie. Jedynie na pogotowiu lekarz który mnie badał był nie miły i mało delikatny.
    Jednak tyle szczęścia jak ja nie miała dziewczyna która rodziła dzień wcześniej. Nie zrobili jej żadnego USG by sprawdzić czy wszystko w porządku i dziecko udusiło się pępowiną podczas porodu :(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 23:01

      O ich braku delikatności szkoda w ogóle mówić... Mi zrobili wciągu tych 3 tygodni raz (!) USG ! Na sam koniec i byli jeszcze zdziwieni, że nikt się tego nie zrobił wcześniej, zwalali jeden na drugiego !

      Usuń
    Odpowiedz
  44. Małgorzata Kidacka29 stycznia 2014 22:48

    Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  45. Małgorzata Kidacka29 stycznia 2014 22:48

    eh. Ja miałam dwie cesarki. Przy pierwszej wogóle akcja porodowa się nie zaczęła, ułożenie pośladkowe i cesarka. Przy drugiej były skurcze niestety nie dało rady rodzić naturalnie cesarka. Do tego wody zielone nawet małej nie dali mi przytulić. Bałam się wtedy bardzo bo było już bardzo źle. Mam za sobą także jedno poronienie. A innym kobietom zazdroszczę że mogły urodzić siłami natury. A moje dwie córeczki są kochane jedna 6 druga prawie 2latka. A i dobrze że na jakieś normalne położne trafiłam przy drugiej ciąży więc było ok ale przy pierwszej był koszmar

    OdpowiedzUsuń
  46. Matka poza światem29 stycznia 2014 22:51

    Zrobiło mi się bardzo przykro kiedy dobrnęłam do końca, co tam mówię poczułam się zła i rozgoryczona. Ja rodziłam razy 2, w zupełnie innych szpitalach i różnica kolosalna! Pierwszy poród rewelacja, pełna obsługa, miły personel, wspominam z uśmiechem nawet ten ból....drugi poród masakra, przez prawie miesiąc dochodziłam do zdrowia + depresja poporodowa musiała być. Na samo wspomnienie włos mi się jeży, radość z synka przyszła dopiero później. Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 23:04

      Moja" depresja" nie była zdiagnozowana... ale tak naprawdę,pomimo tego, że zachowywałam pozory, dziś wiem, że prawdopodobnie ją miałam... niemalże przez rok. Jednak dopiero z czasem, gdy patrzę na moje zachowanie z tamtego okresu dociera to do mnie... Dopiero wiem, że to co działo się ze mną nie było normalne.

      Usuń
    • Matka poza światem29 stycznia 2014 23:10

      I tu Cie rozumiem doskonale, chociaż krócej to trwało. Najgorsze że byłam całe dnie sama z noworodkiem i 2-latką, a nie byłam w stanie nawet sobą się zająć. Do tego junior przez pierwsze 1,5 miesiąca wcale nie spał w nocy a w dzień nie miałam jak odpocząć przy córce. Byłam zła na Niego strasznie, teraz mi wstyd. Ile my kobiety musimy czasem przeżyć.

      Usuń
    Odpowiedz
  47. Beata29 stycznia 2014 23:01

    Jest mi potwornie przykro i smutno jak czytam Twoją historię i inne z podobnymi przeżyciami. Jest mi jeszcze bardziej smutno, bo mój poród był naprawdę wspaniałym doświadczeniem, a pierwsze słowa po pojawieniu się Piotrusia, to że mogę rodzić kolejne dziecko. I takie słowa powinny padać po każdych narodzinach. Nie było idealnie, przez olewactwo lekarza. Za to położna była wspaniała, bardzo pomagała, mówiła jaka jestem dzielna. Pobyt na oddziale i opieka to jakaś porażka, położnej sfochowane, zdziwione, że dostałam krwotoku z nosa, do tego Piotruś dostał zapalenia płuc, o czym dowiedziałam się dzień później, jak położne przyszły go zabrać na neonatologie. Szok totalny, położne nic mówić nie mogą, lekarza nie ma. Przed Piotrusiem poroniłam dwa razy, więc już sobie zaczęłam wmawiać, że nie jest mi dane mieć dziecko, że jak go zabierają na neo, to pewnie już umiera. Zero informacji, zero empatii. Narodziny dziecka to tak ważny moment w życiu kobiety, i cała ciąża, to oczekiwanie, ta radość. Przykre jak personel lekarski Was potraktował, przecież to mogło zaważyć na zdrowiu i życiu i Twoim i Lei.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 23:09

      Czasami zastanawiam się co gdyby zwlekali jeszcze jeden dzień? Wiem, że niechętnie wywoływali mi po raz drugi poród, wciąż uważali, że to jeszcze nie czas. Co dwa dni sprawdzali mi wody, nawet w dzień porodu rano miałam badanie i twierdzili, że są czyste. A tu nagle po kilku godzinach okazuje się, że zielone, że niewydolne łożysko?
      Więc co to były za badania?
      A gdyby doszło do jakiś poważnych powikłań?
      Mogło tak niewiele brakować. Kto wtedy by odpowiadał za to?

      Usuń
    Odpowiedz
  48. mama pisarka29 stycznia 2014 23:02

    Mój pierwszy poród był koszmarem, tak obiektywnie, chociaż we wspomnieniach obróciłam go w czarną komedię - wiedziałam, że chcę mieć więcej dzieci i nie mogę dopuścić do traumy, więc od początku walczyłam i starałam się patrzeć na wszystko pod tym kątem. Nie mogę powiedzieć, że była to wina szpitala czy lekarzy, po prostu tak się złożyło, że dostałam zakażenia, które spowodowało paraliż i musiałam mieć zrobioną cesarkę na półtora miesiąca za wcześnie i 'na żywca'. Darłam się i płakałam, a pierwszy miesiąc walki o życie synka był tragedią i wielkim wysiłkiem, fizycznym i emocjonalnym. Z tym, że ja rodziłam w szpitalu, w którym pracuje mój mąż i byłam pod opieką naszej wspólnej przyjaciółki - ginekolożki. Jak to wygląda dla 'zwykłego' pacjenta przekonałam się później, kiedy rodziłam drugiego synka i kiedy nasza znajoma już tam nie pracowała. Dopóki mąż był i lekarze kojarzyli twarz, byli dla mnie mili i cudowni, kiedy nie kojarzyli (mamy inne nazwiska) - zlewka i chamstwo. Ta sama pani doktor, która na obchodzie powiedziała mi, że moje dziecko ma straszną żółtaczkę, podejrzenie sepsy i nie przejawia woli życia, parę chwil później, kiedy wysłałam do niej męża, z tych samych wyników badań wyczytała przy nim, że - uwaga - wszystko jest w porządku, a zakażenie okołoporodowe spada!!!

    My kobiety musimy być dzielna i już. Ty dałaś radę. Masz córeczkę, którą kochasz i to się liczy. To szczęście. Reszta to zamknięty rozdział. Najlepiej na klucz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda29 stycznia 2014 23:10

      Czekam wciąż na moment, kiedy będę mogła naprawdę zamknąć w swojej głowie ten rozdział.

      Usuń
    Odpowiedz
  49. AgnieszkaD29 stycznia 2014 23:50

    Kochana az przykro ze cie cos takiego spotkalo, u nas tez rewelacyjnie nie bylo. Gdyby nie to zenasz lekarz do ktorego cala ciaze chodzilam prywatnie byl przy porodzie to nie wiem jakby bylo... Polozna nie byla najgorsza ale juz na oddziale po porodzie masakra. Znalazla sie jedna jedyna pielegniarka ktora przyszla, rozmawiala... Na szczescie synek urodzil sie terminowo ale bylismy umowieni na porod wiec to dlatego. Trzymaj sie cieplutko:**

    OdpowiedzUsuń
  50. Aga W.30 stycznia 2014 20:41

    przeczytałam. długo się do tego zbierałam. reszty komentarzy na razie nie czytam nie dam rady może kiedyś, może jak już będzie po drugim. bo pierwszy był koszmarem. płaczę. bo jakaś część tej historii to jakby moja historia...na szczęście nie trwało to tak długo jak u Ciebie, u mnie kroplówka zadziałała skurcze były a rozwarcia nie... ból był niedoniesienia wyłam prosząc, żeby już ją ze mnie wyciągnęli po czym lekarz powiedział do mnie "co się pani tak denerwuje przecież nic się nie dzieje!"... chcieli podać kolejną kroplówkę nie wyraziłam zgody zrobili cc - stwierdzając, że mają szczęście z podjęcia takiej decyzji bo dziecko duże i jeszcze chwile było by za późno... po tamtym powiedziałam nigdy więcej będzie tylko Ona... minęło trochę czasu w maju ma pojawić się On. na szczęście inny szpital inne miejsce inni ludzi, tym razem wybrałam prywatny szpital z dobrymi naprawdę dobrymi opiniami... liczę po cichu, że tym razem będzie dobrze, od razu cc i od razu chce czuć tę radość, chcę karmić nie nastawiam się na to ale tym razem mocniej się postaram, mocniej będę tego chciała... za pierwszym razem nie dałam rady zbyt bardzo czułam ból nie tylko ten fizyczny już później mocniejszy był psychiczny... zbieram się do opisania moich przeżyć ale.. zrobię to dopiero jak już będzie po, po drugim jak będzie na świecie już On...

    OdpowiedzUsuń
  51. Pod Napięciem31 stycznia 2014 22:30

    Przeżyłam rzeźnię z ubojnią przy porodzie. Dziecko miało prawie 5 kg i 60 cm, a ja musiałam rodzić SN bez znieczulenia. Też mnie gnietli żeby ją wypchnąć, tyle że robiły to 3 osoby. Krew lała się wszędzie, a mój mąż powiedział mi później, ze bał się o mnie że z tej porodówki nie wyjdę. Nie miałam pokarmu-"Spokojnie, rozkręci się! Pokarm w piersiach jest jutro będzie lepiej. ODSTAWIĆ HORMONY TARCZYCOWE!" Mhmm.. odstawiłam, pokarmu tyle co kot napłakał, dziecko wiło się i wyło z głodu. Dziękuję.
    Jednak najwazniejsze jest, że nasze dzieci są zdrowe i są przy nas!

    OdpowiedzUsuń
  52. Żaneta B.3 lutego 2014 22:01

    To ja też się dołącze do cyklu pt. Miałam to samo.. Bo czytając miałam wrażenie ze to mój opis.. 2tygodnie przed cc a potem tydzień z małym w szpitalu.. Głupie pytania "pani jeszcze u nas?" normalka.. Zmiana sal? Także.. Też nie potrafiłam karmić.. Też na końcu korytarza wydawali mleko.. Też cc i patrzyłam w lampę.. Też mam traume i właśnie siedzę i łzy mi lecą! Cholera jasna! Czemu tak cudowny moment w życiu kobiety która czeka na swoje dziecko wspominam dziś ze łzami bólu..
    Pozdrawiam ciepło..

    OdpowiedzUsuń
  53. Żaneta B.3 lutego 2014 22:02

    A! I mój mąż to też Jot ;-)

    OdpowiedzUsuń
  54. Mama Franki3 lutego 2014 22:40

    Bardzo wspolczuje!! Moj porod do najlatwiejszych nie nalezal, ale przez caly pobyt w szpitalu otaczal mnie przemily, usmiechniety, bardzo zyczliwy i pomocny personel - to baaaardzo pomaga. Dlaczego niektorym, albo bardzo wielu ludziom, szczegolnie tym , pracujacym na stanowiskach lekarzy, pielegniarek, czy poloznych, tak trudno sie usmiechnac, podtrzymac na duchu, byc milym…? To przeciez takie proste, a byloby o tyyyyle latwiej..

    OdpowiedzUsuń
  55. Patuhall4 lutego 2014 02:21

    Nie wiem jakim cudem przegapiłam ten wpis... Znam Twoją historię, bo przecież mówiłaś, często myśląc o porodzie myślę o Was i tych sercach schowanych w kieszeniach fartuchów szpitalnych... bo przecież nie mogli ich mieć na miejscu. Dla mnie jako mamy z rosnącym w brzuchu maleństwem okropne jest to, że ktoś sprowadził Twoją ciążę do tych okropnych przeżyć i to one potęgują Twoje wspomnienia... wcale się nie dziwię, że nie chcesz po raz drugi. Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  56. Anonimowy7 lutego 2014 00:00

    Ja w połowie ciąży trafiłam do szpitala z silnym krwawieniem w środku nocy , polozyli mnie na oddział chirurgi jednego dnia bo podobno na patologii nie było miejsca , nikt mi nic nie podał nie zbadał , gdy przyszło 2 lekarzy na obchod jeden do drugiego powiedział : czy ta pani juz poronila ?na co drugi odpowiedział : jeszcze nie czekamy !

    OdpowiedzUsuń
  57. Gabinet Psychologiczny Drugi Brzeg Barbara Michno-Wiecheć6 czerwca 2014 13:58

    Rozumiem sytuacje, gdy specjalista nie ma czasu na emocjonalne uniesienia, bo konieczna jest szybka reakcja, od której zależy ludzkie życie. Jednak nawet po takich doświadczeniach trudno sobie poradzić, zwłaszcza żyjąc w przekonaniu, że trzeba być idealną i silną za wszelką cenę, pozwalająca sobie na złe traktowanie ze strony innych. Personalna ocena mogłaby być w tym miejscu bardzo krzywdząca, ale te położne i pielęgniarki też są kobietami, córkami, matkami i zdumiewające jest, ile przykrych wpisów na forach dotyczy właśnie traktowania kobiet przez kobiety.
    Barbara Michno-Wiecheć, psycholog psychoterapeuta

    OdpowiedzUsuń
Dodaj komentarz
Wczytaj więcej...

Dziękuję, że jesteś