Gdy nie wiesz jak się zachować...

14:25

Gdy Lei z nami jeszcze nie było, gdy może w planach była bardzo odległych, zastanawialiśmy się, czy większą tragedią jest mieć brzydkie, czy chore dziecko.  A czy chore to także brzydkie? Gorsze?  Czy choroba, niepełnosprawność powinny być wytłumaczeniem na  jakiekolwiek negatywne spojrzenia? Czy powinna sprawić, że traktować będziemy kogoś inaczej?

Czy chory, niepełnosprawny, brzydki, inny, znaczy gorszy?

Gdy Lea była wewnątrz bliżej mi nie znana, bliżej nie widziana. Bałam się. Bałam się, że coś pójdzie nie tak. Że coś jej się źle poskłada, że kwasu foliowego może za mało łykałam, bo może ten kieliszek wina, który wypiłam nieświadoma, że coś tam we mnie kiełkuje sprawił, że COŚ poszło nie tak.
Bo tyle się słyszy, że zła dieta, brak aktywności ruchowej, złe geny, zła wola matki, złe jej myśli - niemalże każdego dnia swoim poczynaniem narażamy na jakieś ryzyko. I pamiętam pierwsze USG, które potwierdziło, że wszystko ok. Pamiętam jak mówiłam do Jakuba, że są nóżki, są rączki... Ale poziom lęku nie spadał, bo zawsze zdarzyć mogło się coś. Paranoiczne lęki nakręcane przez odpowiednie lobby, sprawiało, że rozwój tej fasolki we mnie kiełkującej przyprawiał mnie o dreszcze. Co jeśli będzie chora?
Bo zbyt wiele jest negatywnych emocji związanych z niepełnosprawnością, zbyt wiele wykluczeń. 
Ludzie boją się spojrzeń, boją się pytań - nawet te życzliwe odbierane będą jako wścibskie i negatywne. Boją się reakcji innych.



 Dzieci nawet jeśli nieświadome zauważają odmienność, bo coś im wali utarte schematy, utarte normy, do których się przyzwyczaiły. I zauważam to u Lei, która w grupce dzieci potrafi wypatrzyć tą, która najprawdopodobniej ma Zespół Downa i wskazuje na wystraszoną dziewczynkę palcem. Roczne dziecko, zauważa różnicę, bo z jakiegoś powodu ta dziewczynka wygląda inaczej. Lea jeszcze nie wie co to choroba, dlaczego niektóre dzieci wyglądają tak a nie inaczej.
Było mi trochę wstyd - powiedziałam, że "nie wolno pokazywać palcem". A dziś wiem, że powinnam podejść z Leą do tej dziewczynki i pokazać jej, że i z nią można się pobawić, że może nawet jeśli wygląda inaczej, to jest taka sama inne dzieci. 

 Dzieci bywają  niesprawiedliwe, bo rodzic powie: nie patrz, nie zaczepiaj,  (nie daj boże!) - nie podchodź,bo możesz się zarazić.  To my od początku uczymy nasze dzieci akceptacji, tolerancji i tego, aby nie bały się osób niepełnosprawnych. Tego, że osób wyglądających inaczej, zachowujących się nieco inaczej nie wytyka się palcami, ale próbować zrozumieć przyczynę takie stanu rzeczy. 

Bo nawet jeśli wyglądają nieco inaczej, to w sercu mają to samo co my, a nawet jeśli w głowie mają jeszcze więcej dobroci, bo potrafią docenić więcej, mocniej, każdy ułamek dnia, każde dobro, które ich spotyka. I cieszą się z małych rzeczy, których my często nie doceniamy. 

Niepełnosprawność nie oznacza wcale bycia gorszym - owszem nosi pewne znamiona "inności" - ale to od nas zależy czy owe znamiona będą przesłaniały nam i naszym dzieciom całą resztę.


Fundacja Verba ma dla was i dla waszych pociech kilka słów do powiedzenia, słów bardzo mądrych, bardzo rzeczowych i konkretnych - jak całość założeń fundacji. Przyłączamy się do nich, bo jak współpraca, to na poważnie, z rozumem i sercem, bo możemy przynieść coś dobrego.
Mamy także kilka książeczek do rozdania, które możecie od  nas otrzymać.
Bez konkursów, bez galerii zdjęciowych, bez lajkowania, bo dobrem dzielimy się od tak !



  • Wystarczy zajrzeć  na stronę Fundacji Verba - baner znajduje się u nas po prawej stronie.
  • Wyrazić swoją chęć otrzymania książeczki pod tym postem, bądź pod plakatem na stronie FB
  • Udostępnić plakat u siebie na FB, bądź zamieścić baner na blogu - niech idzie w świat !
  • I czekać na losowanie  5 książeczkę, które przygotowaliśmy dla was razem z Fundacją VERBA.
*Na zgłoszenia czekam do  12.08.2013  (poniedziałek).





"15 czerwca 2013 roku na rynku ukazała się pierwsza bajka wydana przez fundację VERBA w ramach projektu „Nie-zwykłe spotkania”. Inicjatywa fundacji VERBA to jedna z niewielu tego typu propozycji na naszym rynku – projekt edukacyjny, którego celem jest wspieranie rozwoju społecznego najmłodszych. Wyprawa na zamek to pierwszy utwór z serii Leon i jego nie-zwykłe spotkania, który pomoże rodzicom w rozmowie z dzieckiem na temat niepełnosprawności. Bajka jest lekka, pogodna i w przystępny sposób pokazuje, że wózek inwalidzki nie przeszkadza w zawieraniu przyjaźni, we wspólnej zabawie ani w realizacji dziecięcych marzeń. Dodatkowo fundacja przygotowuje kolorowanki, propozycje gier i zabaw oraz inne materiały edukacyjne. Wszystkie materiały pozwolą zapoznać dzieci z tematem, którego nie sposób uniknąć w procesie edukacji i wychowania.

www.fundacjaverba.org.pl
https://www.facebook.com/FundacjaVerba?fref=ts












*Źródła:
 -materiały prasowe udostępnione przez fundację VERBA, 
 - Strona FB - https://www.facebook.com/FundacjaVerba
 - oraz oficjalna strona fundacji - http://www.fundacjaverba.org.pl/

You Might Also Like

15 komentarze

  1. Mamaronia7 sierpnia 2013 15:43

    Ludzie często nie mają świadomości. Nawet bardzo często. Nie wiedzą nic o niepełnosprawności lub bardzo niewiele. Raczej bardzo potocznie niż medycznie. Raczej jak to ujęłaś schematycznie i stereotypowo. Nie wiedzą jak się zachować dlatego nie zachowują się wcale. To smutne niestety.
    Bez podnoszenia świadomości i uczenia ludzi jak to jest, jak pomóc jak reagować niewiele się zmieni.
    A temat mi bliski od strony zawodowej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ala z Krainy Czarów7 sierpnia 2013 15:50

    Cudna inicjatywa.
    My wyrażamy chęć.

    Jeśli chodzi o akceptację ludzi w ogóle,też zauważyłam jak wielkie znaczenie ma przebywanie dziecka z innymi, np. starszymi, uczenie się od małego, że nie każdy ma gładką, miękką cerę, że czasem ktoś używa do spacerów laski czy potrzebuje pomocy drugiego by wstać.U nas w domu oprócz babci jest prababcia, która skończyła 90 lat. Ala obserwując od niemowlaka staruszkę przyzwyczaiła się, że jest członkiem rodziny takim samym jak mama, tata, dziadek czy któryś z naszych psów. Wie, że razem tworzymy rodzinę. Co za tym idzie nie wykazywała nigdy lęków przed ludźmi starszymi, tak powszechnego u małych dzieci.
    Myślę, że podobnie jest z ludźmi chorymi. Gdyby nie ograniczać kontaktu, o którym piszesz wiele maluszków nie zwróciło by pewnie uwagi na ułomność towarzysza zabaw.

    OdpowiedzUsuń
  3. Poczciwa Gaduła7 sierpnia 2013 19:29

    Bardzo mądra podpowiedź jak się zachować - podejść i pokazać dziecku, że z tą osobą również można się bawić, mimo jej odmienności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Magda7 sierpnia 2013 20:14

    Ja sie w 100% zgadzam z Alą. Takie same mam przemyślenia po tym poście, bo z tą tolerancją to chyba jest tak, że trzeba się jej jednak uczyć. Najlepiej tej nauce robią właśnie takie zbliżenia, o ktorych napisałaś i o których wspomina Ala. Ja pracując w gimnazjum obserwuję różne reakcje na dzieci niepełnosprawne, niestety także ze strony nauczycieli. Jakoś ta idea integracji ciągle najwięcej zwolenników ma w teorii niestety... Posyłanie dziecka zdrowego do szkoły integracyjnej budzi w spoleczeństwie mieszane uczucia i trzeba mieć naprawdę sporo odwagi, żeby się zdecydować i nie baczyć na dość powszechnie głoszoną teorię, "że się dziecko w rozwoju zatrzyma albo cofnie nawet".Na nic argumenty, że opieka psychologiczna jest tam taka na jaką zwykła placówka publiczna zazwyczaj liczyć nie może, a to ogromny atut. Ja takich rodziców podziwiam i miałam okazję dwa małżeństwa poznać i wierzcie mi ich dzieci mają się bardzo dobrze. Oswajać, wyciągać rękę, rozmawiać...to chyba musimy robić przede wszystkim. Mam nadzieję, że mimo wszechobecnego kultu piękna, naszemu pokoleniu wyjdzie to lepiej, niż tym poprzednim.

    A na książkę apetyt mam wielki i baner bedzie za chwilę u mnie :)

    Polecam artykuł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • Magda7 sierpnia 2013 20:18

      ups ucięło.
      Polecam artykuł niezbyt może optymistyczny ale dużo mówiący o dzisiejszej sytuacji takich szkół

      http://natemat.pl/39241,szkola-integracyjna-szansa-czy-izolacja

      Usuń
    Odpowiedz
  5. angelina7 sierpnia 2013 20:58

    Nie zgodzę się w jednym, ja jako rodzic niepełnosprawnego dziecka. Nie boję się spojrzeń i pytań. To inni się ich boją. Widzę jak odwracają wzrok "żeby się nie gapić", widzę jak dziwią się, kiedy zauważają u synka aparaty. Nie boję się też pytań, ale te zazwyczaj zadają dzieci swoim rodzicom, a oni właśnie (martwiąc się, że poczuje się urażona? że będzie nam przykro?) często wymijająco odpowiadają półgłosem, albo odwracają uwagę dziecka. To jest najgorsze, przyciszanie naturalnej ciekawości dzieci - bo dzieciaki zaczynają się powoli krępować, odwracać wzrok, a potem wymijająco odpowiadają na pytania swoich dzieci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • angelina7 sierpnia 2013 20:59

      i zapomniałam ;) wyrażam chęć! [plakat udostępniam z fanpage'a bloga]

      Usuń
    • mama-granda7 sierpnia 2013 21:22

      Rację masz całkowitą w tym, że to właśnie osoby, które nie doświadczają kontaktu z osobą niepełnosprawną najbardziej boją się, tego że nie wiedzą jak się zachować. Ja sama niejednokrotnie "wstydziłam" się za zachowanie mojej córki, ale wiem, że to za siebie powinnam się wstydzić.

      Usuń
    • Mysza19847 sierpnia 2013 22:52

      Zgadzam się - jesteśmy dla naszych dzieci przykładem... Jak my reagujemy, tak reagować będą one. Staram się Ninie tłumaczyć. Tu w UK bardzo dużo osób jeździ na wózkach ale akumulatorowych. Nina nie pała do nich strachem, ale własnie ciekawością. Nie gaszę jej. Ona twierdzi, że to fajne, że ona też chce taki wózek. Ja tłumaczę, że ten ktoś ma problem z nóżkami. Wszystko jest naturalne. Póki co Nina patrzy się nie tylko z zaciekawieniem na osoby niepełnosprawne, co w ogóle na osoby głośne (młodzież), dziwnie zachowujące się (młodzież, dzieci troszkę starsze od niej). Wodzi wzrokiem za wszystkim co nieznane, inne - inny rower, wrotki, lalka, parasol. Wszystko jej się podoba i wszystkiego chce spróbować... To jest czas i szansa dla nas, trzeba to mądrze wykorzystać.

      Usuń
    Odpowiedz
  6. Patuhall7 sierpnia 2013 22:25

    Nigdy nie myślałam na ten temat aż do tego momentu. Pewnie dlatego, że Franka nie miała styczności z niepełnosprawnością. Mnie temat jest dość bliski i wydaje mi się, że nie powinnam mieć problemu z pokazaniem dziecku jak należy traktować odmienność.
    Ale bardzo fajnie, że o tym piszesz, bo jesteśmy tylko ludźmi i dobrze sobie pewne sprawy uzmysłowić.
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • Patuhall7 sierpnia 2013 22:27

      A "Leonem..." jesteśmy jak najbardziej zainteresowane. Baner biegnę udostępnić!!

      Usuń
    Odpowiedz
  7. gosik7 sierpnia 2013 22:42

    To chyba naturalne,że zastanawiamy się jakie będzie to dzieciątko,lęk ale taki do granic rozsądku też nie jest zły...ciąża z Madzią była dla mnie okrutnym czasem pod względem psychicznym ale po mojej przeszłości to chyba coś normalnego!Jeśli chodzi o "inność" to taka nasza rola aby od małego dziecku mówić,że to nic straszengo choć moze czasem widząc krzywdę która te małe dzieci spotyka człowiek sam nie wie jak reagować!a w takich osobach ta dobroć jak dla mnie jest na 200% ach i dodam tylko,że jakoś Madzi specjalnie nie przeszkadza,że ktoś jest inny tym bardzije tu widzę,że zero przejęcia kiedy widzi czarnoskórych-tak będzie poprawnie?!tylko wiadomo męczy ja,że nie może sobie pogadać!
    buźa

    OdpowiedzUsuń
  8. fla via7 sierpnia 2013 22:47

    pięknie napisane!!!!
    -
    Łucja ma kontakt z 3 wcześniaków ( choć to z niepełnosprawnością za wiele nie ma wspólnego) różnica między bliźniaczkami a LU jest 5 dni, ale dziewczyny ur w 28tc, jak to wcześniaki rehabilitowane od początku, po przejściach wiecznie coś... kolega sąsiad prawie głuchy z aparatami, moja 5letnia siostra cioteczna ma porażenie całej lewej strony ciała ( powikłanie poporodowe) przykurczoną ma rączkę i nóżkę, chodzi inaczej niż reszta dzieci, bardzo się to rzuca w oczy. także my kontakt mamy z tym na co dzień i to sprawia że łatwiej jest się nam zachować w kontaktach z takimi osobami :) nie wiem czy zauważyłaś ale Lu ma cofniętą dolną szczękę/ zassaną wargę możliwe, że w przyszłości będzie konieczna operacja, ale ja widzę duże postępy od kiedy zaczęła coś tam sobie mówić... normalnie gdybym o tym się w ciąży dowiedziała pewnie byłabym załamana i myślała właśnie, że będzie 'oszpecona' ale to nie ma dla mnie ŻADNEGO znaczenia :) od narodzin

    OdpowiedzUsuń
  9. Iwona11 sierpnia 2013 20:51

    Cudnie napisane!
    Jest to temat mi bliski, bo w swojej pracy spotykam się również z taką młodzieżą, więc wiem jak postępować i te wartości pragnę przekazać Sofie.

    OdpowiedzUsuń
  10. atramka12 sierpnia 2013 21:58

    Najmniejsza odmienność rodzi spojrzenia bardzo bolesne. Dlatego warto maluchy uczyć, że odmienność ta nie ma najmniejszego znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
Dodaj komentarz
Wczytaj więcej...

Dziękuję, że jesteś