Wielkie Żarcie.

22:00



Pewnie napisano setki poradników o rozszerzaniu diety malucha, wprowadzaniu zdrowych i dobrych nawyków żywieniowych, o tym co nam wolno a czego nie - jak zawsze. I jak zawsze zdania są podzielone, a także ile rodziców - tyle metod.

Jednak wczoraj natrafiliśmy z tatą Jot. na program dostępny tu. ( Nie posiadamy Tv, wobec czego od czasu do czasu oglądamy różne dziwne rzeczy, które serwuje nam internet.)
Program nosi nazwę "Pokolenie fastfoodów". I wydawać by się mogło, że w tej kwestii już nic wielkiego nie można odkryć, a mnie jednak uderzyła bezmyślność niektórych rodziców- zdaję sobie sprawę, że to już (mam nadzieję! ) skrajne przypadki, ale jednak mnie to wciąż zaskakuje.
Przybliżając:
Dokument przedstawia nam trzy rodziny i ich nawyki żywieniowe - traktując głównie o tym jak i czym rodzice żywią swoje małe  dzieci. (

Program uświadamia tych, którzy jeszcze na to nie wpadli - że to przede wszystkim od rodziców zależą nawyki żywieniowe naszych dzieci.  (Nie mówimy tu o skrajnych chorobowych przypadkach).

Kwestia żywienia jest sprawą indywidualną, staram się nie oceniać rodziców, którzy podają swoim dzieciom inne rzeczy niż. (Choć czasem jest ciężko, przede wszystkim, gdy myślę o zdrowiu malucha...)


Spór żywieniowy rozpoczyna się tu po narodzinach dziecięcia - karmić piersią czy butelką?
Mamy wybór - każda strona broni swojego. Kwestia tego, które mleko jest "zdrowsze" zmienia się co jakiś czas - moja mam wspominała, że kiedyś uważano, iż mleko modyfikowane jest lepsze od matczynego - dziś mówi się odwrotnie. Nie wspominając o tym, że choćby mój 16 lat starszy brat -  karmiony był również mlekiem krowim - czego dziś się zabrania.  Ja w szpitalu popełniłam błąd - niestety personel nie udzielił mi żadnych informacji dotyczących początkowego karmienia dziecka - brak pokarmu po CC , mimo tego, że Lea od razu wiedziała co i jak łapać, sprawił, że dostała butelkę - a moja pierś to nie butelka, nie leciało tak łatwo i w takich ilościach. Mały łakomczuch postawił ma butelkę. A później piersi nie chciała za nic na świeci, bo za wolno, za mało, nie tak.
Próbowałam, ale nie czułam się też wyrodną matką, przez to, że dokarmiam butelką. Ważne, że była najedzona, przybierała na wadze i cały czas bardzo zdrowa.

Później przyszedł czas na rozszerzanie diety. Poszło łatwo i sprawnie, bez niezdrowo-kolorowych kupek, bez kolek, bez płaczu. Szczęście w nieszczęściu - miałam obok moją mamę, która wychowała trójkę swoich dzieci i siedmioro wnucząt  (Lea jest ósma.) Więc podpowiadała co jak i kiedy. Zrobiła przecierek, zrobiła zupkę, dodała ziemniaczka. I tak po kolei, Lea systematycznie rozszerzała dietę.
Nieszczęście - chciałam być bardziej samodzielna w tej kwestii, bo nie zawsze mogła mieć kontrolę nad tym co w zupce jest podawane mojemu dziecku. A wiem, że np. moja mama gotuje bardzo tłusto. Gdy nie chciałam czegoś jej podawać, albo ograniczać jakieś produkty - przede wszystkim czekoladę, soczki i inne rzeczy, które nie były aż tak potrzebne w diecie Lei, moja mama robiła mi na przekór, gdy nie patrzyłam - bo jestem wyrodną matką- "sama je czekoladę, a dziecku nie da". No nie da. I było sporo kłótni na tym gruncie, bo babcia jak babcia - wie najlepiej.Bo jeszcze łyżeczkę, na pewno nie dojadłaś. - Ale babcie tak już chyba mają.

Dość późno odkryłam również metodę BLW. Pomimo, że stosowałam niektóre z jej założeń zupełnie nieświadomie, nie wiedziałam, że ktoś już to nazwał jakąś super-metodą.
Zresztą nie jestem zwolenniczką podręcznikowych metod. Lea nie należy do "niejadków". 
Dziś mleko jedynie rano i wieczorem na sen - bo lepiej się zasypia. 
Je już prawie wszystko, co jest dla nas dużą wygodą, bo jakiekolwiek wyjście z domu nie organizujemy wokół tego, gdzie podgrzejemy mleko. Wciąż próbuje nowych rzeczy i chyba nie ma jeszcze takiej, której by odmówiła.
No poza słoiczkami - ale to też kolejna kwestia sporna - bo moim zdaniem, lepiej samemu coś ugotować niż wciskać dzieciom gotowce. A Lea nakłoniona kilka razy do spróbowania - za nic na  świecie nie chce tego jeść.
Zjada swoje i zjada nasze. Bo będzie stała nad Tobą, dopóki nie dasz jej choćby okruszka na spróbowanie. Nie chodzi o obżarstwo, ale o spróbowanie czy czasami nie jem czegoś fajnego i czy ona nie miałaby na to ochoty... ;)

Moimi zdaniem rodzic mam ogromny wpływ na to jak w przyszłości będzie odżywiało się jego dziecko, a zdrowe nawyki żywieniowe powinny być nauczane od pierwszych miesięcy życia.
Nie wchodźmy do talerza innym, ale pamiętajmy o swoich talerzach, a przede wszystkim o talerzach naszych dzieci. :)


A jak jest u was? Macie w swoich domach niejadków? :)

Zaznaczam, że poniższą metodę stosujemy, przede wszystkim gdy taty Jot. nie ma w domu.
W innym przypadku groziłoby to rozwodem, bo Jot. nie znosi "brudnych" dzieci, "zabawy" jedzeniem i porozrzucanych ziemniaków.
Nawet jeśli to JA to potem sprzątam... ;)

 Lea chętnie nakarmi również mamę. :)










Zjedzone! 


No, czasami sprząta Lea...






W sesji wzięła udział zupa botwinka.





You Might Also Like

34 komentarze

  1. Kasia D.8 lipca 2013 22:10

    bałagan był, ale i widzę ładnie posprzątane :)
    chyba jednak smaczna była botwinka :D

    pozdrawiam i zapraszam do Mnie na wielkie rozdanie :)
    http://islandofflove.blogspot.com/2013/07/konkurs-urodzinowy.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda8 lipca 2013 23:14

      Posprzątanie ! ;) A nad konkursem już myślimy :P

      Usuń
    Odpowiedz
  2. Iwona8 lipca 2013 22:20

    Też widziałam kiedyś ten dokument i nie mieściło mi się w głowie jak rodzice mogą być tak bezmyślni.
    My od początku stosowaliśmy BLW, tych słoiczkowych nie cierpi...
    I jest małym obżartuchem bo zjada swoje i zagląda do talerza rodziców co chwila ;D więc podobnie jak u ciebie ;D dobrze wiedzieć, że nie tylko moje dziecię tak kocha jeść ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda8 lipca 2013 23:14

      Dziecko, które zjada 3 tys. kcal dziennie... to było straszne. A Twoje niech je na zdrowie! :P :)

      Usuń
    Odpowiedz
  3. Patuhall8 lipca 2013 22:22

    Botwinke uwielbiam i ta miłość jest rodzinna. A co do poglądów jedzeniowych, moja Franka zjada wszystko, łącznie ze słoiczkami gdy Jej smakują i czekoladą i suszi i sama nie wiem jeszcze czym... ale przychodzą czasem takie dni, jak tych ostatnich 10 nad morzem, że mam ochotę rwać włosy z głowy, bo nie je nic poza butlami kaszki, parówki z keczupem i frytki trochę gryzła na obiad, żadne mięso, zupa, nic nie wchodziło w grę.
    A jak Lea daje sobie radę ze sztuką trafiania do buzi? bo takie brudne jedzenie to chyba najlepsza nauka na sztućce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda8 lipca 2013 23:13

      U nas kaszki odstawione jakoś dawno temu, nawet zapomniałam o nich - tzn. któregoś dnia się skończyła i chyba zapomnieliśmy kupić następna i tak zostało :D Dajecie jej ketchup? Nie boicie się?;)

      Usuń
    • Patuhall9 lipca 2013 11:30

      Kaszka rano i wieczorem musi być i dobrze, bo ja też lubię z owocami :)
      A dobry keczup jest bardzo zdrowy, zdrowszy niż pomidory, Tata kucharz-dietetyk ;)

      Usuń
    • mama-granda9 lipca 2013 11:42

      Już znam sekret Twojej sylwetki! Też chcę takiego tatę ! :D No i widzisz? Znów się czegoś od was uczę, bo jak się okazuje mylnie ketchup kojarzył mi się z taką rozwodnioną chemiczną paćką na talerzu. ;) Dobrze, dobrze, bo lubię takie zdrowo jedzeniowe ciekawostki! ;)

      Usuń
    Odpowiedz
  4. miniman life8 lipca 2013 22:26

    oooo botwinka :D mimo że nasz mistrze starszy też tak brudzi :D widać,że zupka smakowała :D pozdrawiamy www.minimanlife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda8 lipca 2013 23:11

      Te dzieci już chyba tak mają :D

      Usuń
    Odpowiedz
  5. Paozja8 lipca 2013 22:34

    Moja Amelka też już wcina to co my i spróbuj się z nią nie podzielić chociaż kęsem, to spokoju Ci nie da. Słoiczki jadaliśmy wyłącznie na długich spacerach, kiedy to nam się do domu wracać nie chciało. Teraz jednak coś tam podziubdzia, ale już jej nie smakują! i dobrze :)) cieszyć się tylko trzeba, że woli mamusine jedzenie -- > dziś na przykład jadła szczawiową (wyprzedzając Wasze pytania - to nie jej pierwszy raz i nic jej nie było!:) a potem rybkę :)
    http://krainapaozji.blogspot.fr/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda8 lipca 2013 23:11

      Szczawiowa moja ulubiona! :D

      Usuń
    Odpowiedz
  6. Hally (Raczek)8 lipca 2013 23:21

    My mamy w domu dwa małe głodomory...tzn Franek mi na takiego wygląda...zaczełam mu podawać nowości kulinarne (marchew i kaszkę) i wcina jak szalony:) Wikusia je wszystko...dosłownie...ale ma już takie potrawy których nie tknie...wyrobiła sobie już gust kulinarny widocznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda9 lipca 2013 08:32

      Niech wcina i rośnie jak szalony! ;)

      Usuń
    Odpowiedz
  7. Nieidealna9 lipca 2013 00:28

    A moja jakoś nie przepadała za domowymi obiadkami a takie pyszne jej gotowałam to wolała te słoiczkowe :(
    Lea widać rozsmakowała się w botwince, mmmmm uwielbiam swoją drogą :) jaka z niej pomocnica,super Ci pomaga :) Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda9 lipca 2013 08:32

      Pomaga, pomaga.;) Lubi mnie naśladować, więc dla niej to sama przyjemność. :)

      Usuń
    Odpowiedz
  8. gosik9 lipca 2013 11:02

    dziecko brudne=dziecko najedzone :D
    ogromnie się cieszę,że Madzik do niejadków nie należy i praktycznie wszystko zje bo wiadomo wszystkiego lubić nie musi ;) zaczęła szybko bo ok 4m chciala w łape kawałek sera,szynki,chlebka i se dziąsełkami jadła :) praktycznie od początku jadła nasze jedzonko-papki jej się szybko znudziły!nie ukrywam,że sa momenty ze zajadamy się niezdrowo ale moja teroria jest taka,że wszystko jest dla ludzi i w normalnych ilościach nie zaszkodzi ;) słodycze temat rzeka nie mówie,że nie daje ale staram sie ograniczać kurcze wkurza mnie jak ktoś mi gada,że przesadzam!ach lepiej nie kończe bo się już zaczynam wkurzać!a na koniec tekst Madzi na temat coli "jak będe duża to będe pic cole!"a póki co nawet jej nie che do posmakowania bo mówie jej ze to dla dorosłych...bo mnie przeraża jak małe dzieci ją piją baa te full słodkie napoje też i strasznie się cieszę,że dziecko me pija wode bez marudzenia :)
    buziaki dla brudaska :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda9 lipca 2013 12:50

      Nie miałam na myśli, że Lea w ogóle nie dostaje słody i że to całe zło tego świata. Dostaje. :) Z umiarem. Ale np. domowego ciasta nigdy jej nie domawiam. :) Nie wyobrażam sobie, żeby kilkunastomiesięczne dziecko piło colę lub jakiekolwiek napoje gazowane. Lea też wodna jest, albo herbatkowa - ewentualnie teraz w okresie letnim kompoty, bo jest z czego robić . ;)

      Usuń
    Odpowiedz
  9. Wikilistka pl9 lipca 2013 11:41

    Kurczę, wszędzie widzę te BLW, chyba spróbuję ;)Tylko kurczę, jak daję Małej coś do zjedzenia samej, to to jedzenie w większość jest wszędzie ale nie w jej żołądku. Poradźcie mi , co robić ? U nas z jedzeniem różnie ostatnio, W. do obżartuchów nie należy, staram się jej z jedzeniem nie gonić, ale mimo wszystko coś jeść musi. PS. Jak Wam się sprawdza krzesełki z Ikei? Bo my się przymierzamy do zmiany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda9 lipca 2013 12:53

      My nie stosujemy BLW, bo to też trochę narzucające jest. Ale realizujemy kilka jego założeń. ;) Musi być wszędzie inaczej nie ma zabawy. Ale ważne jest to, że dziecko pobudza różne swoje zmysły w czasie jedzenia i samo decyduje w którym momencie ma ochotę wsadzić coś do buzi. Nie pozwalamy jej za to "bawić się jedzeniem" -tzn. ja zauważam różnicę, gdy Lea je przez zabawę i gdy już wcale nie chce jeść tylko paćka po talerzu. :)
      A co do krzesełka - jak najbardziej ok. Cena przystępna, ma pasy choć nigdy nam dziecko wyskoczyć nie próbowało z krzesełka ;) Nie ma żadnych bajerów - ale myślę, że to zupełnie zbędne. :) Łatwo się czyści i jest stabilne. Więc nie widzę sensu przepłacania. :)

      Usuń
    Odpowiedz
  10. Magda9 lipca 2013 13:20

    U nas też z jedzeniem nie ma problemów póki co. Są pojedyncze rzeczy, które Hani nie smakują jak np. brokuła ale nie wciskam jej. Ryb tez kiedyś nie chciała, a teraz pałaszuje aż miło więc zdaję sobie sprawę, że gusta kulinarne każdemu się zmieniają. My musimy tylko czuwać nad tym wszystkim. Takich przykładów jak podałaś na wstępie jest mnóstwo, sama pamiętam polski program z Dorotą Zawadzką, gdzie mama serwowała 5latkowi zupkę chińską, twierdząc, że jej obiadów nie lubi. Szok!!!!! Moja córka frytek czy innych takich nie zna to i nie woła. Czekoladę zna ale na szczęście woli gorzką, co też musiałam wypracować. Na przekąskę nie było ciastek ale były orzechy (za co tez po głowie dostawałam bo uczulają), żurawina, suszone morele i to jest jej "ciuciu". Uważam też, że najwazniejsze jest jaki sami dajemy przykład. To oczywiście jest trudne i nie mówie tu o jedzeniu 24 h szpinaku z duszoną rybką ale dzieciaki widzą co jemy i należy o tym pamiętać. Istotna jest też sama kultura jedzenia w domu. Czy posiłek to stół/ława fotelik i my, czy też stół i telewizor. Niby może się wydawać, ze to takie "pitu, pitu" ale na wiadomo, że otyłość to tez podjadanie, podpijanie do tv, komputera itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda9 lipca 2013 20:03

      Dobrze napisane! :)I pogratulować konsekwencji i zdrowego rozsądku! :)

      Usuń
    • Magda9 lipca 2013 22:07

      No z tym zdrowym rozsądkiem to nie przesadzaj, bo wiadomo, że czasem w praktyce różnie bywa:) Różne są sytuacje: gości się odwiedza, jest się na wychodnym, scen się nie chce... to się czasem i konsekwencję do kieszenie chowa. Ale generalnie uważam tak, jak napisałaś na wstępie, że dużo od nas samych zależy. Jak juz dziecko dostało tego kinderka, to niech potem skubnie jabłko, żeby nie zapomniało jak smakuje. Jak już się poczęstowało pysznym słodziutkim soczkiem od cioci, to niech się napije wody, co to w pięknym, wspólnie wymalowanym kubeczku jest podana. Jak już koniecznie babcia się uprze na tą dokładkę, to niech babcia i sobie dołoży;) Chytrych trików jest cała masa :)

      Usuń
    • mama-granda10 lipca 2013 08:11

      Zdrowy rozsądek obejmuje również też te chwile nadzwyczajne, kiedy robimy sobie dyspensę od sztywnych zasad. ;) A Twoje triki są całkiem niezłe - zwłaszcza z tą dokładką, bo babcia twierdzi, że ona całe życie o jednej bułce i nie narzeka. ;) Więc niech sobie poje z dzieckiem chociaż. :D

      Usuń
    Odpowiedz
  11. Wikilistka pl9 lipca 2013 14:34

    A jeszcze co do żywienia, W. do 6 miesiąca jadła praktycznie tylko jedzenie ze słoiczków HiPP i akurat uważam, że na dobre jej to wyszło. Później stopniowo więcej "normalnego" jedzenia. W tej chwili je praktycznie wszystko, a mam o tyle dobrze, że do słoiczków też jest przyzwyczajona i jak wiem, że na wyjeździe będzie tylko szybkie żarcie z Mc to pakujemy jej słoiczki i jest spokój. I wbrew większości zaleceń moje niespełna roczne dziecko piło już kilkakrotnie mleko od krowy, a właściwie kakao,dostała posmakować pomarańcze, nektarynki wcina. Jadła też czekoladę (kinderki) i truskawki. I żyje. Wiadomo, że słodyczy nie daję jej na co dzień, tak samo jak nie dałabym w życiu zupki chińskiej, coli, ani fast food'em objadać się godzinami... Ale trochę rozsądku i umiaru we wszystkim. Wszystko jest dla ludzi moim zdaniem, musimy dzieci nauczyć co jest dobre, a co złe, jak ktoś napisał "wypracować" sposób żywienia. Myślę, że tak jest ok - wie jak smakuje ciastko, czekolada czy frytki, ale wie też, że to jest przekąska od święta:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda9 lipca 2013 20:05

      Lea mleka też już próbowała, ale w niewielkich ilościach i też jej nic nie było. Owoce wszystkie je już od dłuższego czasu. Czekoladę dostanie od czasu do czasu. Kinderki nie kinderki, wydaje mi się, że lepiej dać kostkę porządnej czekolady.;) I tak jak mówisz, z rozsądkiem i umiarem. :)

      Usuń
    Odpowiedz
  12. Kornelia Myśliwiec9 lipca 2013 14:36

    Na ścianach nic nie wylądowało ??:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda9 lipca 2013 20:06

      Ściany ok. A jak nie, to będzie trzeb zrobić już ten remont ! ;)

      Usuń
    Odpowiedz
  13. Violla Nask9 lipca 2013 22:43

    Witam seredcznie po raz pierwszy:) Masz u mnie plus za brak TV- podziwiam:) - a w temacie jedzenia - ja po prostu nie przykładam do tego większej wagi - jedyna zasada to nic na siłę - więc moja córcia też sama ama - i bywało podobie jak u Ciebie - ale przecież każdy bałagan jest odwracalny:)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda10 lipca 2013 08:08

      Nie ma co podziwiać ;) To kwestia wyboru i przyzwyczajenia.;) Ale dziękuję. Nic na siłę to też w jakimś sensie nasza zasada. Skoro już nie chce, to nie. Wróci jak zgłodnieje na prawdę. :) Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej! ;)

      Usuń
    Odpowiedz
  14. Karina9 lipca 2013 23:05

    :-) Uśmiałam się. Mój mąż też źle reaguje na Jankowe próby jedzenia samodzielnie. Co prawda pozwala Jankowi na to, by jego samego częstował jedzeniem, ale takim, które raczej nie brudzi. A Janek jest niejadkiem. Dobrze nam idą owocki, jogurty, dania "dorosłe" też, ale w niewielkiej ilości. Zupki z pominięciem rosołu są ble pfuj i najlepeij żeby od razu trafiały do psa, np spadając mu prosto na głowę. Tak więc po samodzielnym Janka jedzeniu do mycia mam Janka, krzesełko, podłogę, szafki, psa... a sama też niemal zawsze muszę się przebrać;-).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    • mama-granda10 lipca 2013 08:09

      Dokładnie takie co nie brudzi jest ok. :P Takie to uroki macierzyństwa, ja już przestałam się przejmować, że co chwilę jakaś nowa plamka..;)

      Usuń
    Odpowiedz
  15. lili10 lipca 2013 00:10

    uwielbiam botwinkę!

    OdpowiedzUsuń
  16. Mysza198410 lipca 2013 14:43

    Ja pod względem żywienia dzieci mam do siebie wiele uwag... Walczę z tym, ale...
    Nina do 6 m-ca na cycku, potem słoiczki. Dawałam słoiczki, ponieważ raz jej ugotowałam, źle zblendowałam i zaczęła mi się dławić. Pierwsze dziecko, moja panika. Ręce mi się trzęsły... Zraziłam się... Tłumaczyłam sobie, że słoiczki nie są złe, że są dobrane odpowiednio do wieku dziecka.. i tak jakoś szło...
    Z drugą daję czasem słoiczki, bo brakuje mi rąk. Wtedy i Nina coś wsunie. Wstyd...
    Badania kontrolne - dzieci mają anemię. Wyglądają pokaźnie, ale nie samym mlekiem człowiek żyje. Nagle zdałam sobie sprawę, że ranię moje dzieci... Ja tam mogę nie jeść, albo jeść mało, ale nie one...
    Zaczęłam gotować - głównie zupy, bo wtedy mam pewność, że zjedzą.
    Gotuję na dwa dni, jak się uda.
    Sara nadal ma problemy z jedzeniem. Czasem nie chce otwierać buzi, a ma już rok. Oczywiście owoce zjada... Z każdym dniem jest coraz lepiej. Mleko zostało nam na kolacje i karmienie nocne.
    Nina dostaje kakao, czasem modyfikowane, bo ona też potrzebuje białko.
    Nina je parówki !! Uwielbia. Kupuję cielaszki, czasem berlinki.

    OdpowiedzUsuń
Dodaj komentarz
Wczytaj więcej...

Dziękuję, że jesteś