O pieniądzach się nie mówi.
16:05
A ja powiem,
bo mnie tata Jot. wkurzył. Bo robię koleżeńską przysługę i ruszyłam swoje 4 litery do pracy.
Jako, że matką niepracującą na co dzień jestem, to również matką nie posiadającą własnych paru groszy.
A że koleżeńska przysługa, a przy okazji parę groszy wpadnie,
( no może na wakacje w Hiszpanii nie starczy) to cieszę się jak głupia.
Bo zbliżają się Lei pierwsze urodziny.
I ja milion pomysłów na prezenty mam, tylko czasami pieniędzy szkoda z domowego budżetu, bo piękne, ale cholernie drogie.
A węże w kieszeni taty Jot. też potrafią pewne rzeczy wybić z głowy.
I wybiły dziś znów. Ja chciałam całe te parę groszy przeznaczyć na prezent dla Lei.
Na coś, co cieszy nasze oczy, na coś do czego nie mogłam przekonać taty Jot., bo dla niego to zbędne, bo gdyby to jakieś chociaż auto było, to może by się jeszcze zgodził.
A to takie dziewczyńskie, więc zero zainteresowania.
(może jakieś niespełnione marzenia o synu?)
Nie na jakieś szmatki-łatki, kosmetyczki. Nie dla siebie.
I tak często muszę zacisnąć zęby. Choć wcale nie jest mi trudno, bo zdania jestem, że Lea nie potrzebuje miliona zabawek, które rzuci w kąt.
Bo często robię, robimy, coś z niczego. Tu zszyjemy, tam zeszlifujemy i jest.
I może kiedyś ona doceni, że my dla niej, z sercem, własnymi rękoma.
Bo każdy inny plastik w końcu wyląduje w wielkim pudle na górze szafy.
Czasami spoglądam na pudła innych dzieci, które mają tam wszystko, zabawki po 150, po 200 zł.
A my Lei robala za 4 zł z targu staroci kupujemy i tyle radochy z tego mamy !
Nie zazdrościmy, niech kupują, ale niech też pamiętają, że miłości dziecka kupić się nie da.
Tylko zabolało mnie to, że nawet prawa głosu nie mam.
Prawa, z brakiem, którego godziłam się ze względu na moją "pozycję" domową.
Ale chyba popełniłam błąd.
25 komentarze
Rozumiem Cię doskonale, chociaż "nasz" Tata większej wagi do grosza nie przywiązuje to zawsze są jakieś niesnaski.
OdpowiedzUsuńLea dzielnie już kroczy. Bosko!
A zabawki zrobione przez Mamę są cudowne, zainspirowałaś mnie nie po raz pierwszy... i ława z palety cudna.
Pozdrowienia!
Miło, że mogę kogoś choć troszkę zainspirować. :) Ława była prezentem urodzinowym od taty Jot., który sam ją robił :)
UsuńTy się kobito nie przejmuj - tylko czasem postaw! Pełnoprawny domownik jesteś! Poza tym to urodziny, a nie Twój wymysł w środku tygodnia, w środku niczego:)
OdpowiedzUsuńa co do zabawek na targach - to ja Cię popieram w stu procentach - a u nas takie zabawki z pokolenia na pokolenie są:) i są takie za 100 - bo się dziadek szarpnął - ja bym nie kupiła, albo kupiła lalę hand-made:)
tak to się wszystko kisi - a z pieniędzmi zawsze kiszka - dlatego już czekam na wrzesień, pójdę do pracy i za przeproszeniem - o podpaski się nie będę prosić:)
A ja właśnie wolałam w domu, z Leą, jak najwięcej. Ale dziś jestem tak wkurzona, że mogłaby dwa etaty robić.
UsuńAch a mi się często na swoim uda postawić choć zabawek jakoś za wiele nie kupuje bo i tak raz dwa i sie nimi nudzi-czasem jakąś małą duperelkę i cieszy się bardzije lub kupujemy happy meala i też coś się znajdzie :) gorzej czasem o ciuchy muszę tłumaczyć i nawet wstanie jestem ze swoich zrezygnować a jej kupić :)
OdpowiedzUsuńNajlepsze są takie wyszperane zabawki ( z duszą).
OdpowiedzUsuńTeż miałam taką troszkę sytuację ale wróciłam do pracy i już lepiej
Mówią, że nasza praca, praca mamy winna być wyceniana na miliony... i ja to nie raz słyszę, ale choć pieniądz wkładu człowieka w rodzinę i wspólne życie nie określa, to jak tu jednak czuć się pełnoprawnym?! Znam to, choć K. nigdy mi odczuć tego nie daje, to ja ciągle coś szukam, ciągle kombinuję (póki co z marnym skutkiem), by tylko parę groszy własnych dorobić i też nie na szmatki, nie na mazidełka... Pozdrawiam i głowa do góry;)
OdpowiedzUsuńNie dobrze... Niestety życie to nie bajka,jak nie kasa to inne problemy i zawsze jest coś :(
OdpowiedzUsuńUszy do góry :* Lea boska :***
www.miszka-fashion.blogspot.com
Ja kupuję bardzo dużo zabawek, ale wcale nie chcę w ten sposób kupić miłości mojego Malucha ;) Po prostu tak, jak on lubię zabawki i wspólnie się nimi bawimy. Sprawia nam to przyjemność :)
OdpowiedzUsuńPostaw na swoim i kup co chcesz :D
Ale wy robicie z nich dobry użytek ;) a bardziej myślałam o takich co na każdym kroku kupują co popadnie, byle dziecko się czymś zajęło, a rodzic miał święty spokój. ;)
UsuńI u mnie tak czesto jest,bo ja nie w pracy,wiec grosza nie mam... ale staram się na swoim czasem stawiać i kupić M to na co mam ochote ..
OdpowiedzUsuństolik z palety no boski.. my nad takim myślimy :)
Co do stolika - trudno się go czyści - lepsza opcja ze szklanym blatem, ale my póki Lea jest tak mała wstrzymujemy się z jego nałożeniem. :) Poza tym roboty trochę jednak jest, no i koszt wcale nie taki mały jak się nam wydawało, ale trzeba było już brnąć dalej ;)
UsuńU nas zabawek może nie tak dużo (z racji wieku M), ale ciuchów za to ho ho, z szafki wypadają. I mąż też nosem kręci, ale co ja poradzę skoro lubię młodego ładnie ubrać. A potem i tak się sprzeda. I będzie na następne ;) Ale łatwo mi się mówi, bo jeszcze wypłatę dostaję, od lipca pewnie będę inaczej śpiewać jak będę "żoną mojego męża" ;)
OdpowiedzUsuńGłowa do góry! Przytulam :*
Od niedawna też wyznaję zasadę, że może się potem sprzeda :p D
UsuńNo niestety jak się wchodzi do sklepu z zabawkami to głowa boli.... Na szczeście u nas wystarczy kupić piłkę za parę złotych i jest uśmiech od ucha do ucha.... pozdrawiamy www.minimanlife.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMy nie chodzimy na szczęście po sklepach z zabawkami :D Ale internet i inne blogi kuszą strasznie! ;)
UsuńU nas z zabawkami o tyle miło, że większość Karol otrzymał w prezencie to od rodzinki to od znajowmych, ale prawda taka, że zabawki nudzą mu się okropnie szybko więc totalnie nie widzę potrzeby kupowania nowych. Wolę za to wyrwać się z synkiem na spacer, na łąkę, do piaskonicy i tam podziwiać uroki najpiękniejszych zabawek jakie daje nam natura np. szyszek, piasku, trawki itp. :)
OdpowiedzUsuńPrawda, poza tym Lea też większość zabawek dostaje od rodziny ;)
UsuńWspółczuję. Ponieważ boję się takiej sytuacji, zawsze mam własne pieniądze. Nie wyobrażam sobie prosić partnera o kasę na coś (co nie oznacza, że od czasu do czasu mój partner czegoś za mnie nie płaci, np. standardowo kupuje mi jedzenie i funduje dalsze podróże). Albo wspólny budżet i mogę kupować co chcę, albo osobne konta. Może powinniście tak zrobić? To znaczy Twój partner wypłacałby Ci co miesiąc rodzaj kieszonkowego, z którego nie musiałabyś się tłumaczyć, bo on nie miałby dostępu do tego na co i za ile kupiłaś? Przecież jesteś rozsądna.
OdpowiedzUsuńJot. nie wylicza mi każdego grosza, broń boże. ;) Jakoś sobie radzimy z podziałem "majątku". ;) Bardziej chodziło mu o moją fanaberię wartą jakieś 300 zł... ;)
UsuńU nas czasami podobnie. Z jednej strony się cieszę, że mam swój "głos rozsądku" w postaci męża, który niby nie wypomina mi, że nie zarabiam (no chyba, że ja jemu wypomnę, że mało zarabia), ale z pieniędzmi tak to ju jest, że niby szczęścia nie dają, ale jak są to jakos łatwiej się nie kłócić, prawda?
OdpowiedzUsuńPierwszy raz tu jestem, więc witam się serdecznie. Piękną masz córeczkę i chyba mamy coś wspólnego - ja też nie mogę skończyć studiów, a właściwie to pracy pisać, no ciągnie się za mną juz prawie 2 lata;-).
Pozdrawiam i skromnie zapraszam do siebie
My również witamy i zapraszamy jak najczęściej ;) Za mną na szczęście się nie "ciągną". Zresztą już niemalże finiszuję ten etap. :)
UsuńU nas zamiast zabawek - ubrania :) Zabawki najczęściej dostajemy. Ja kupuję tylko coś, co mega nam się spodoba :)
OdpowiedzUsuńPiękne to Twoje dziecię, do schrupania!
Tylko mi nie mów że za tego drewnianego robala 4 zł daliście??:)
OdpowiedzUsuńA co do wydawania pieniędzy na dzieci to ja zawesze hand made sama poczyniam jakieg albo wydam nie mało niekiedy na drewniane zaabawki bo mam słbośc...na szczęście mąż rzadko kręci nosem:)
My też selekcję robimy i staramy się mądrze zabawki dobierać jednak bywa i tak, że kolorowe Hello Kitty bardziej przemawia do dwulatki niż racjonalne wywody rodziców i się łamiemy jeśli budżet pozwala. Na szczęście budżet nie pozwala za często toteż szyjemy, przemalowujemy (u nas też podobny konicz czeka na odrestaurownie:)) i wkładamy do środka serducho. Hanula zachwycona widząc pracę twórczą, a potem niezdarny jeszcze zazwyczaj maminy efekt ale co tam, ważne, że jej się oczy cieszą i piszczy czasem radośnie na nową zdobycz. Co do konfrontacji finansowej z mężem to faceci tak mają, że czasem nie rozumieją, a tu sercem trzeba się pokierować, sercem... Pieniądze rzecz nabyta, a jak mamie serce mówi, że "to musi kupić" i gnębi ją ta myśl strasznie, bo tak bardzo pragnie - bez dwóch zdań trzeba zaufać tatusiu!!! Tatuś zobaczy, jeszcze sam będzie dumny z mamy i z prezentu :) Powodzenia!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję, że jesteś